top of page

Niezwykła Lalka Cioci Marysi


W pracowni Cioci

Numer 22 niech się krótko przedstawi:

Hełm ze sreberek czekolady, pancerz z listka po tabletkach

Nogi zginane w stawach dzięki drutom, wnętrze wypchane pończoszką

Włosy poskręcane z moherów cienkich, a twarz moja to moja prawdziwa

Rycerz Karnisza

Rycerz siedzi obok numeru 19

Ta starowinka ma dziadka

Ileż razem na tej zakurzonej półce przeżyli

Babcia Emilka

Miała dojść jakaś dama z rosyjskiego zamkniętego teatru

Bolszaja aktrica

Pewnie będzie gwiazdorzyć - niepokoją się domownicy

Anastazja rozkazem stwórcy jednak nie zostanie ukończona

Gospodarze regału , szafek narożnych ulepieni talentem Marysi

Przy każdej klękała i dmuchała w nozdrza dech życia

Lalki z recyklingu wspomnień

Dłubane szydłem wiary, że ktoś następny je również pokocha

Pan Polikarp w cylindrze, świtezianki, stare zgredy,

Królowie, Gracjan bez melonika, apostołowie, chłopy

Klauni, Jaśmin z łukiem, Joanna d’Arc, sportowcy, zbóje

Z guzików, pętelek, filców, firanek

Plastiku, drucików, odpadów blaszanych

Przystrojone w muśliny, złotawe obręcze, najlepsze krynoliny

Żyją laleczki na przekór ludzkiej śmiertelnej przypadłości

Lulki palą, plotkują i swawolą

Nastka ciągle w szufladzie bez baletek leży

Ćwiczy tylko rękoma i głową

Pewnie do teatru nigdy nie trafi

Bo twórca jej butów wiecznym snem ukołysany

L.Stefek

Te osobliwe ludki powstały dłońmi napędzanymi wyobraźnią Cioci Marysi. Naszej czwórce znana była po prostu jako kochana Ciocia. Wszędzie poza widziano jednak wiele innych jej imion. Pozwólcie, że najpierw napiszę kilka słów o artystce z albumów i kronik udostępnionych przez najbliższych.

Maria Wisińska urodziła się w Żywcu w 1933 r. Szkołę średnią ukończyła w Bielsku. W 1973 r. porzuciła pracę biurową, która ją nie interesowała. Wtedy przyjęto ją do Teatru „Bagatela” w Krakowie, gdzie pracowała w pracowni rekwizytorskiej, malarskiej i butaforskiej aż do emerytury. Potem w Teatrze Ewy Demarczyk w Krakowie prowadziła archiwum. „Maria Wisińska czasem bywa poetką, nieraz malarką, kiedy znajdzie korę z topoli, robi z niej płaskorzeźby, jak trafi na dobrą glinę, robi z niej krasnoludki, które rozdaje dzieciom i przyjaciołom. Właśnie te jej krasnoludki rozeszły się po całym świecie. Zamieszkały w 14 – stu krajach, od Europy, po Japonię, USA, Meksyk i Australię. (…) Uprawia malarstwo sztalugowe, rysunek, akwarelę. Jest miłośniczką przyrody, uważa, że największą artystką jest przyroda. Podróżuje, czasem do Włoch, częściej do Tylicza.”

W tej chwili Ciocia podróżuje w innym wymiarze. Tam pewnie przyroda musi mieć niepospolite barwy, dźwięki, nastroje. Ciekawe czy znalazła dobry materiał na ulepienie piękna? Czy przygląda się twarzom aniołów, które tak chętnie rysowała dla naszej całej rodziny?

Ja sama Ciocię Marysię pamiętam jako wielkiego podróżnika w niskim, odpowiednim obuwiu do przemierzania najbardziej nieprzyjaznych terenów. Nigdy nie lubiła stawać wysoko, być kimś ważnym, dlatego w szpilkach nie byłoby jej do twarzy. Po wycieczkach głównie kulturalnych rejestrowała doznania na płótnie, na kliszy, w zeszycie i w listach. Jeden z listów otrzymałam w dniu jej śmierci. Pisany był pięć dni wcześniej. Dotyczył głównie tematu lalek, o których to rozmawiałyśmy telefonicznie na długo wcześniej. Zainspirowana opowieściami o kukiełkach chciałam w tamtym czasie napisać przynajmniej krótkie opowiadanie o tych stworkach. Dla uzmysłowienia mi jak bardzo te laleczki mają dusze, Ciocia wysłała mi fotografie niektórych. Kolejne miałam zobaczyć na własne oczy. Niestety wszystkowiedzący los zostawił mnie z tym listem, na który nie musiałam już fizycznie odpisywać…W momencie gdy czytałam o laleczkach, ich Twórczyni już nie żyła.

Lidziu Kochana – posyłam kilka fotek moich lalek i kilka słów o nich. Pierwsza lalka (nr 1) powstała w kwietniu 2002 r. Wysoka na ½ metra. Jest to Pierot o imieniu „Madrygał”. I tak do dziś zrobiło się tych przeróżnych lalek 53 szt. Zapytać można kogo mógłby ten liczny tłumek przedstawiać? A więc są to prostaczkowie, wielmoże, (zasadniczo). A dokładnie: król, arystokracja, rycerze, słudzy, artyści, birbanci, pasterze, dzieci, starcy, no to starczy! Część lalek oddałam w darze. Nigdy nic nie sprzedaję, bo robię rzeczy „bezcenne", więc jak je wycenić? Dlaczego to robię? – Dla własnej przyjemności i żeby doświadczyć czy potrafię? Okazuje się, że wielu ludzi robi lalki, przeróżne…Niektórzy je bardzo drogo sprzedają. To tyle o moich "słynnych lalkach", zrobionych z niczego (z odpadków). Tylko twarze, dłonie, stopy lub buty robię z kupionej masy samo schnącej ( a reszta to szmatki, patyczki, druciki, blaszki, trochę farby klejowej lub innej i dużo pomysłów.

Foto M.Wisińska: Lalka nr 51- Pasterz z Niziny Węgierskiej „Nemtudu”- II.2014

Foto M.Wisińska: Panorama Tatr (pastela na płycie gipsowej), pod nią Zbiorowy portret lalek.

Foto M.Wisińska: Od lewej: Lalka nr 25 – Pan w cylindrze „Polikarp”- IV.2005 /Lalka nr 29- Nobliwa Paniusia „Hermenegilda” -.2005 /Lalka nr 28 – Pan w meloniku ‘Gracjan” -20.X.2005 /Lalka nr 52 – Dziadek „Seweryn” – V.2013

Dzisiaj, gdy odwiedziłam grób Cioci na Rakowickim Cmentarzu, włożyłam między wiązkę krwistych tulipanów, odpowiedź na jej list. Jej pełnokrwiści bohaterowie z półek ożyją. To, co napisała w ostatnich słowach („To tyle o moich słynnych lalkach”) nie oznacza, że już nic o nich nie powinno się mówić, a tym bardziej pisać. Czuję się ambasadorem tych lalek, spadkobiercą myśli o tych laleczkach, mam zadanie dopisać coś do ich żywota. O tych wytworzonych jej wyobraźnią stworkach był przecież ostatni list!

Foto M.Wisińska: Lalka nr 53- Lalka Chłopczyk z łukiem i kołczanem o imieniu Jaśmin – XII 2013

Foto M.Wisińska: Lalka nr 46 – Moja babcia Julia Sanetra – XII.2009

Foto M.Wisińska: Lalka nr 31 – Rycerz „Donkichot” (koń kupiony na targu) -2005/ Lalka nr 33 – Rycerka Joanna d’Arc – II.2006

Jest jakaś siła, która chce wstąpić w te lalki i dać im nowe życie. Niniejszym to czynię. Przedstawiam Wam osobistość, która od wyprowadzki z Krakowa, z salutami i należnymi jej honorami, w różowym kuferku przyjechała do Będzina. Od tej pory będziecie ją widzieć na własne oczy, bo jak dotąd tylko nocą przemykała po Pałacu Mieroszewskich. Mówicie, że Błękitna Ludwika bawi się w ducha tylko w noc 21 kwietnia? TA BŁĘKITNA LUDWISIA będzie z nami na wydarzeniach kulturalnych w Będzinie zawsze wtedy, gdy w naszym mieście będzie działo się coś szczególnego. To, że jest nadal duchem poznacie po wierzchnim, białym fartuszku pod lazurową szatką. Żebyście dobrze rozpoznawali podróbki, wklejam tutaj legendę.

Błękitna Ludwisia – laleczka strony ‘Będzin to za wiele” to zachęta do śledzenia nie tyle mojej strony, ale przede wszystkim historii naszego miasta. Również tej, która się pisze. Którą ja sama również staram się przybliżać udostępniając i przygotowując fotorelacje ze spotkań autorskich, wernisaży, wydarzeń na swojego bloga. Niech lalka Cioci Marysi, która otrzymała znamienite imię po starodawnych dziejach Będzina będzie łącznikiem ze wspaniałą historią będzińskiego królewskiego grodu nad Czarną Przemszą w dzisiejszych czasach.

Laleczka zyskała dzięki pomysłowości Cioci twarz uniwersalną, która najpewniej spodoba się także dzieciom mieszkającym w Będzinie. Jej kreatorka działała również kulturalnie na rzecz dzieci krakowskich. Jej krasnoludki były wprost uwielbiane. Oby Błękitna Ludwisia nie musiała się chować w obawie przed ludźmi. Wszak ona posiada też niematerialną suknię błękitną…

Na wszelką ewentualność gdyby czasem doskwierała jej samotność, ma blisko siebie kogoś podobnego. :)

Dwóch lalek od razu Wam nie przedstawię! Królowa strony „Będzin to za wiele” jest tylko jedna. Właściwie "Błękitna Ludwisia" jest tylko jedna!

Śledźcie mojego bloga, bo Błękitna Ludwisia nie po to wyprowadzała się z tak mocno artystycznego Krakowa, żeby próżnować. A jej „kolega po fachu” wkrótce również się ujawni.

Ciocia patrzy w dół. Uśmiecha się do numeru 13- stego – A mówiłam, że nie jesteś pechowa? Z pudełka do różowej walizeczki i prosto do Będzina. Czy czasem Będzin to dla ciebie nie za wiele?

Dodam tylko, że Ciocia nigdy nie zabiegała o popularność, choć miała wszelkie kompetencje to tego, by być znana. Nigdy nie troszczyła się o to, by urządzać wernisaże swoich prac. Do jedynej (tej w rodzinnym mieście) namówiła ją siostra – Barbara W., której natura również nie poskąpiła talentów artystycznych. Ciocia Marysia odeszła tak jak żyła…Po cichu, zostawiając nas z listem z własnego świata. Błękitna Ludwisia – ulepiona talentem i wrażliwością Cioci, po cichu niech jednak wejdzie na salony.

Kończąc..

Gdzieś tam w tym moim wierszu jest też Ciocia Marysia.

Świątynie pamięci

Co rok o tej samej porze

Zbieramy wspomnienia

Jak powykręcane wiatrem liście na nagrobkach

Sprzątamy, segregujemy.

Im dalej, tym mniej

Z obrazu ich twarzy cielesnej

A większa tęsknota

I choć mówi się, że nie widzą, nie słyszą, nie czują

Jest jakaś duma, że z miłością do nich wciąż innych wyprzedzamy.

Zgrabiamy raz mokre, raz suche liście

Z albumu ze zdjęciami

Grób na wszystkich świętych przygotowany na zapalenie znicza

A znicz pachnie jak ciasto cynamonowe zrobione bez okazji.

I ten płomień szczęścia, że kiedyś ich spotkamy.

Łzy nad grobem wielkich i małych

Zawsze tak samo słone

Niechorobliwa pamięć tak samo nieustępliwa

Bez amnezji, dlatego tak nadal żywa.

A Lalka już ma brudne stópki, bo zaczęła spacerować po włościach Będzina.:)


bottom of page