top of page

Legenda o rycerzach bez twarzy

Odchyliła głowę bezwiednie. Niebo takie spokojne. Metalowe, ozdabiane kolorem drążki wirowały w jej oczach, muzyka grała. Siedziała na plastikowym wierzchowcu jakby żegnając się z dzieciństwem. Dźwięk poruszającej się karuzeli był taki sympatyczny.

Festyn na Dolnej Syberce właśnie się rozkręcał. Ludzie roześmiani krążyli między straganikami. Dzieci dostawały za darmo wiatraczki z logo Będzin górą. Gdzieś ze sceny dobiegał głos spikera. Słowiki parkowe wtórowały solistom

73 lata wcześniej prawie w tym samym miejscu.

Głowa opadła jej do tyłu. Niebo nie zdradzało oznak niepokoju. Metalowe drążki płotu obijały się sinym pomrukiem po jej skrwawionych żebrach. Z okien kamienic zamieszkanych przez folksdojczy grała muzyka. Klęcząca na chodniku żegnała się z życiem. Honor nie wydania krzyku niemocy może być sympatyczny.

Zabawa letnia okupantów na błoniach będzińskich właśnie nabierała tempa. Ludzie rozbawieni oglądali pozamykane sklepy żydowskie. Dzieciom za darmo rozdawano opaski ze swastyką. Gdzieś z knajp dobiegał głos z radio. Głodne kruki wrzeszczały na całe gardło.

Kocham moje miasto Będzin. Chciałabym, aby ludzie przyjeżdżali tutaj, oglądali nasz będziński zamek, Pałac Mieroszewskich, dobrze bawili się na licznych imprezach plenerowych. Do napisania tej krótkiej opowieści zainspirowała mnie pewna legenda związana z Zamkiem w Będzinie. Jeśli chcesz przeczytać jaka, kliknij tutaj

IMG_5202.JPG

bottom of page