top of page

Boliwia – żywy skansen

Boliwia jest niesamowitym krajem. Nie ma dostępu do morza, ale czeka tam na przybysza masa innych, o niebo ciekawszych wrażeń. To żywy skansen przyrody i tradycji. Dosłownie „kultura” chodząca po ulicy. Boliwijczycy oprócz hiszpańskiego posługują się językiem keczua i aymara. Bogactwami kraju są: gaz ziemny, cyna, srebro, wolfram, kawa.

Do Boliwii dostałam się autobusem z peruwiańskiego Puno. Najpierw do administracyjnej stolicy La Paz. Konstytucyjną jest Sucre, ale siedzibą rządu jest właśnie La Paz. Znajduje się na wysokości 3600 – 4100 m.n.p.m nad rzeką La Paz u podnóża masywu wulkanicznego Illimani. Tu jest położony najwyżej na świecie stadion piłkarski i tor kolarski.

Ze stolicy udałam się do pustynnego miasteczka Uyuni. I w tym „szczerym polu” można było napić się świeżo wyciśniętego soku z egzotycznych owoców (niektórych nigdy na oczy nie widziałam) oraz zjeść za grosze tradycyjne przysmaki rdzennych. Boliwia jest chyba najtańszym krajem jaki widziałam w życiu. Ceny są śmieszne! W samym Uyuni pełno pomników pociągów, kolejek, wagoników. Kiedyś (przełom XIX i XX w.)na terenach kwitł transport kolejowy za sprawą bogatych złóż minerałów. Z kopalni transportowano je do wybrzeży Pacyfiku. Potem minerały się skończyły i pociągi „umarły”. Na zdjęciach, które zrobiłam widać Cmentarzysko Pociągów 3km od miasteczka.

Z Uyuni wyjechałam jeepem na 3 dni na pustynię. Moimi towarzyszami była przemiła rodzina kanadyjska i chłopak z Miami, z urodzenia Peruwiańczyk oraz boliwijski kierowca, który całą drogę zanudzał nas piosenkami Britney S.:) Lunch jedliśmy wspólnie na „tyle” samochodu wśród otaczającej nas księżycowej przyrody i rozmawialiśmy o innych oryginalnych zakątkach globu. Obiad przyprawialiśmy solą prosto z natury.

Pierwszym przystankiem na pustyni było solnisko Salar de Uyuni. Największa na świecie pustynia solna, pozostałość po wyschniętym jeziorze. Grubość soli w niektórych miejscach sięga 8 m. Odbywał się tutaj rajd Paryż – Dakar. Drugim przystankiem były laguny. Najpiękniejsza wg mnie to Laguna Colorada. Dzięki mikroalgom i silnie wiejącym wiatrom kolor wody mieni się w różnych kolorach ziemi.

Następnie udaliśmy się do hotelu solnego. Cały z soli tzn. mury, zaprawa, łóżka, podłoga to wysypane kryształki soli. Prześcieradło było z bawełny:) Uchwyciłam na zdjęciach zachód i wschód słońca przy hotelu solnym. Wiedzieliście, że 2 kaktusy na pustyni stanowić mogą podpórkę pod linkę na pranie?

Przeżyciem było zobaczenie Wyspy Rybiej ( z lotu ptaka kształtem przypomina to zwierzę). Wyspa przedstawia skały porośnięte kaktusami. To skamieniałe koralowce, które rosły w oceanie przed wypiętrzeniem się Andów, ukształtowały to nieziemskie miejsce. Najwyższy kaktus ma 9 m.

O świcie wyjechaliśmy usłyszeć iście diabelskie odgłosy na Sol de Manana. Są to lawowe gejzery, a w tle kolorowe szczyty piaskowych gór. Gejzery to dziury w ziemi z wydobywającą się parą, zapachem siarki i bulgocącą jak w piekle lawą. Odgłosy o poranku – bezcenne! W kraterach bulgoce błoto, a para bucha pod wielkim ciśnieniem. Po wykąpaniu się w gorącym źródle, przesiadłam się do innego jeepa, który kierował się do granicy chilijskiej. A tam znowu wpadło mi ziarnko z pustyni Atacama do serca…i pozostało tam na zawsze!

Więcej księżycowych obrazków w mojej galerii tutaj

68.jpg

bottom of page