Czasem będę dla odmiany zabierać Was w podróże w czasie, w historię i literaturę. Książka to przeżycie przygody bez biletu, bagażu, za to ile wrażeń!
Najbardziej lubię czytać książki biograficzne. Przenoszą mnie w świat zwykłych ludzi chodzących po tej samej ziemi co i ja. Z początku historie szare i nie zdradzające sukcesu, kończą się dopięciem celu przez bohatera. A byli- on czy ona - tacy pospolici. Dobrze przebywać z ludźmi z pasją, motywacją, celem życia. Dobrze jest wiedzieć, że modlitwy i marzenia się spełniają. Dobrze jest też czytać książki, które pokazują siłę, odwagę tego, który naprawdę chce. Wiele spisanych biografii to życiowe tragedie pokazujące nam światełko w tunelu…
Ostatnio czytałam smutną ale bardzo pouczającą pozycję: „Sercem byliśmy wielcy”. „Wstrząsający dokument o życiu pewnej żydowskiej, utalentowanej artystycznie rodziny, w której siedmioro rodzeństwa urodziło się jako karły. W 1944 r. zostali deportowani do Oświęcimia. Ovitzowie uniknęli śmierci, gdyż z powodu kalectwa stanowili obiekt badań dla słynnego „Anioła Śmierci”, doktora Mengelego” ( cytowane z tyłu okładki). Jak strasznym eksperymentom byli poddawani, jak zebrali się na to by oprawcy przebaczyć, jak działała nazistowska machina śmierci, jak ciężko urodzić się liliputem, jakie przeszkody psychiczne i fizyczne musieli pokonać – to znajdziecie w tej książce.
„Auschwitz zachwiał wiarą wielu z ocalonych. Nie rozumiem po prostu, jak On, który widzi świat, mógł przypatrywać się, jak z kominów biją płomienie o pochłaniają jego dzieci i nic nie zrobił. Jesteśmy za mali, żeby przejrzeć zamiary Boga. Gdybym była zdrową, żydowską dziewczyną i miała metr siedemdziesiąt, trafiłabym jak setki tysięcy do gazu. Moje kalectwo było dla Boga jedyną możliwością, żeby mnie zachować przy życiu”
Ta przerażająca historia podróży do karzełków, to dramat krasnoludków, które nie miały Królewny Snieżki, ale za to potwora. Warta przeczytania!