Po zdobyciu Machu Picchu trzeba było gnać dalej. Tak więc wsiadłam w autobus do Puno – peruwiańskiego miasteczka nad jeziorem Titicaca. W Puno akurat trwał karnawał…To było przeżycie, kiedy nogi same rwały się do tańca z plemiennymi.
Samo jezioro rozciągające się na wysokości 3812 metrów jest najwyżej położonym żeglownym jeziorem świata. Stara legenda mówi, że na jednej z wysp jeziora przyszły na świat dzieci Słońca: Manco Capac i Mama Ocllo – protoplaści Inków. Na jeziorze odwiedziłam dwie ciekawe wyspy.
Wyobraźcie sobie kołyszące domki na trzcinach totora. Złotą osadę rozciągającą się na powierzchni wód. To plemię Uro. Żyją w niesprzyjających warunkach pogodowych, a na moje pytanie jak sobie radzą, odpowiadają, że mają się dobrze, bo w ich żyłach płynie czarna krew.
A teraz spróbujcie przenieść się do oazy spokoju, gdzie nie ma ani jednego samochodu, komisariatu policji, leniów, a towary wnosi się w tobołku na górę. Mężczyźni szydełkują, a kobiety wypasają zwierzęta. Dekalog wyspy Taquile ma tylko 3 przykazania. Proste, a jakże zawiłe dla nas Europejczyków.
Całą opowieść o tych magicznych miejscach znajdziecie na stronie 14 i 15 tutaj.
Zdjęcia zaś z gościny w Puno, Taquile i Uros tutaj