Pogoda na wyjazdy ciągle sprzyja. Dlatego w bezśnieżny ciągle listopad polecam nacieszyć zmysły i zobaczyć dwa bliźniacze „Orle gniazda”. Pisałam już o nich wcześniej na blogu. Jednak chciałabym jeszcze na chwilkę zatrzymać się w Mirowie.
Mirów leży na skalistym paśmie ostańcowym i dlatego spacer tam zapewni nam atrakcyjne widoki. To właściwie ruina, która była zamkiem kamiennym powstałym w XIV wieku za czasów Kazimierza Wielkiego na miejscu dawnej fortalicji drewnianej. Pod koniec XIV stulecia był w posiadaniu księstwa opolskiego. Na przełomie XIV i XV wieku za Władysława Jagiełły zamek powrócił do Korony. Największy rozkwit zamku datuje się na czasy, kiedy był własnością rodu Myszkowskich. Jeśli ktoś zna renesansowy pałac „Na Mirowie” w Książu Wielkim, to musi też wiedzieć, że posiadłość, a właściwie jej nazwa pochodzi od skromnego jurajskiego Mirowa, skąd przeniosła się rodzina Myszkowskich. Od XVII wieku przyszły dla zamku złe dni, powoli popadał w ruinę, a definitywnie został opuszczony w 1787 r.
Ci, którzy przyjeżdżają do Mirowa wspominają świetność budynku patrząc na kamienne urywki murów, a żeby dopełnić swojej radości z wycieczki udają się szlakiem na wschód do pobliskiego Zamku w Bobolicach. Z odległości widać jak pięknie prezentują się ruiny Mirowa na tle skał wapiennych. Uroków spaceru dopełniają widoki krzewów dzikiej róży i jałowca. A Zamek w Bobolicach wygląda jak z baśni Walta Disneya. Zresztą sprawdźcie sami. Uwaga na duchy:)
Wiadomości historyczne zaczerpnęłam z książki S. Czaja, T. Zieliński: „Trasy na weekend po Wyżynie Śląskiej i Jurze Krakowsko – Częstochowskiej”.
Chcesz zobaczyć więcej zdjęć z Mirowa i Bobolic, kliknij tutaj.