Smutna historia mikołajkowa jakich możecie w zmaterializowanym świecie usłyszeć wiele.
Spisałam historię zasłyszaną u znajomej. Na jej prośbę. Nie zawsze dzień Św. Mikołaja jest wesoły. I to dzięki ludziom, którzy kochają swój pieniądz tak bardzo, że zapominają sami siebie szanować. Przykro też ,że tacy nie wiedzą jacy są odrażający.
Siedziała przy komputerze i oglądała sukienki na allegro. Cieszyła się, że w tym roku pójdzie na zabawę sylwestrową. Na zeszłych trzech nie była. Rodzice zaciągnęli duży kredyt , więc deficyt wyjść i ograniczenia dawały jej we znaki przez cały rok. W tym roku tata miał obiecaną premię, więc każdy z domowników się cieszył. Trochę odetchną od zaciskania pasa chociażby na chwilkę. Powybierali już prezenty od Mikołaja.
Nie byli wyróżniającą się rodziną. Taką normalną. Zdarzały się kłótnie, zatargi, czasem mniejsze, w większości niepotrzebne, ale z nich właśnie potrafili się po czasie śmiać. Wspólne posiłki i rozmowy jednoczyły ich porywcze charaktery. Było jednak coś nadzwyczajnego w tej prozie codzienności. Ta rodzinność i łagodzenie nieporozumień w sposób głęboko zakorzeniony w miłości, której nauczyła ich biblia. Owszem, nie byli doskonali w okazywaniu pozytywnych uczuć. Potykali się, ale wstawali dużo mądrzejsi. Tak w skrócie wyglądało codzienne życie rodziny.
Cieszyła się, kiedy mama wyjechała po zarobek za granicę. Miało to odciążyć kredyt. Niestety - okradziono ją i wróciła do domu z jeszcze większym bólem niż zanim zdecydowała się tam pojechać. Przez kilka dni po powrocie źle się czuła , potem czuła się jeszcze gorzej. W końcu zauważono, że ręka jej drętwieje. Zaczęła uczyć się jeść i pisać prawą ręką. Matka popłakiwała po kątach, a ona pilnowała, by lekarstwa były brane regularnie. Nie byłą już małą dziewczynką. Rozumiała jak dojrzała kobieta, która musi stanąć w obliczu poważnych spraw.
Rodzinka szykowała się i cieszyła na świąteczny grudzień przez pryzmat lekkiego odetchnięcia od „odmawiania sobie znowu czegoś”. Jakoś cieszyli się też, że pomimo problemów są razem. Nie było w tym wyjątkowych emocji, po prostu taki spokój i ulga, że minął zaczątek poważnej choroby, że jakoś się ułoży. Wszystko się ułoży.
Skacząc myszką z produktu na produkt usłyszała jednak niepokojąco smutny ton głosu rodziców. Ktoś z dłużników postawił natychmiastowe żądanie zwrotu pieniędzy. Wcześniej dawał czas, a nawet sugerował, że mają wpierw odciążyć się z innych zobowiązań. Takie postawienie sprawy jakoby byli złodziejami czy ukrywali się ze zwrotem, zdziwiło ich niemało. To nie fakt postawienia sprawy na ostrzu noża o oddaniu natychmiastowym dość wysokiej kwoty był dla nich szokiem, ale sposób w jaki to zakomunikowano z kategorycznym, wręcz wulgarnym tonem. Można rzec, że prawie mowę im odebrało. Już nie chodzi o to, ze Mikołaj nie przyjdzie- dzieci zrozumieją, wiele rozumiały wcześniej. Chodziło o to, jak przedstawić osobę, która udawała przyjaciela rodziny. Sposób, w jaki ich potraktowano, do głębi ich zranił. Gdyby pożyczkodawca dał im szansę przygotowania się na oddanie pieniędzy, wtedy najpierw wywiązaliby się z tej umowy. Zapewnianie ich, że poczeka jeszcze trochę było kłamstwem i perfidnie zaplanowanym trzymaniem ich w szachu.
Ustalili, że wstawią stary samochód do komisu, do lombardu poszły pierścionki, laptop i aparat fotograficzny. Najbardziej żal było pamiątek rodzinnych. Zjadliwy ton wierzyciela rozwiewał szanse na uratowanie czegokolwiek. Chcieli oddać dług jak najszybciej. Duma z tego jak wiarygodni byli, nie pozwalała im czekać. To jak ich potraktowano, do jakiego worka wrzucono, to nie był tylko smutek. Zachwianie wiary w prawdziwą, bezinteresowną pomoc drugiemu. Czynili sobie wyrzuty dlaczego zaufali tej chorej na pieniądz kobiecie? Nie mieli się kogo poradzić. Sprytnie ukrywała swoją materialistyczną osobowość igrania z ludźmi swoją książeczką czekową. Smutna historia mikołajkowa jednak ma swój radosny wydźwięk.
Gardła dusiły, bo brak było słów . Zasiedli do kolacji. Dzień minął na liczeniu pieniędzy ze sprzedanych przedmiotów. Udało się. Uzbierali należną kwotę. Ale jakoś nadal ciężko było mówić, bo rozmyślania kołowały od jednej emocji do drugiej. Trudno im było nie oceniać tej postawy, a jeszcze mniej łatwo było znaleźć wytłumaczenie. Zawsze jednak w takich sytuacjach umieli być prawdziwą rodziną. Bóg wyćwiczył ich, że z każdej lekcji mają wyciągać puentę. 6 grudnia zaadresowano blankiet na poczcie na 4 tys. zł.
Ten Mikołaj był szczególny. Druga dziewczynka, ta młodsza , odezwała się łamiąc atmosferę podłego nastroju :„Tato, ale przecież, to że oddałeś pieniądze, które pożyczyłeś, oznacza tylko jedno ,że nie jesteś już nic winny”. Na to tata zmęczonym, ale jak zwykle patetycznym tonem odparł ”Nic nie jestem winny prócz miłości wzajemnej”. Teraz właśnie, po takich przejściach, ten werset biblijny nabrał dla nich nowego wymiaru. „Nic nie bądźcie nikomu wini prócz miłości wzajemnej”. Ileż w tym głębokości. Trzeba było przebaczyć, a nawet kochać dalej.
Od tego Mikołaja dostali 3 prezenty w jednym . Po pierwsze jak dać sobie radę z upokorzeniem od bogatych. Po drugie jak uważać by czasem nie stać się takim samym. Po trzecie jak nauczyć się go kochać, choć na miłość nie zasługuje.
Na podstawie opowiadania przekazanego przez koleżankę życzę, żeby Mikołaj w tym roku przyniósł każdemu z Was wiele miłości i szacunku innych osób. Dbajcie o te przymioty ducha, jeśli już je otrzymaliście całkiem za darmo. Inni być może tego nie mają. Mają bezduszną mamonę, która dusi ich ciało i ducha. Dlatego chodzą ściśnięci, niezadowoleni z życia, bez rodziny i przyjaciół.
A Św. Mikołaj jest po to, żeby rozdawać miłość w małych lub większych pudełeczkach związanych wrażliwością na drugiego jak fioletową wstążeczką:)