top of page
Szukaj

Recenzja książki pt. "Wakacje"

  • stefeklidia
  • 12 wrz 2015
  • 6 minut(y) czytania

Recenzje książek Wydawnictwa Wiatr od Morza zwykle zaczynam od omówienia okładki, więc pozostaję w tym przyzwyczajeniu. Wydawać by się mogło, że zdradza ją ten opis: „ Miejsce stanowiło świetny punkt do obserwacji nieba – wielkiej połaci błękitu z wyczesanymi kosmykami chmur. Ziemia kuliła się, wypłaszczała, rozprasowywała i ściskała, wtłoczona pod bezkresne, zapierające dech przestrzenie nieboskłonu (…) przestworza rozciągały się jak zaparowane, niebieskie szkło: jaskrawe, męczące wzrok, imponujące w swej rozległości, lecz pozbawione górzystych wypiętrzeń (str.52). W końcu Middleton zabiera nas na wakacje. Niestety nie będą to milusie chwile. Będzie wiało nieszczęściem, spodziewajcie się chłodniejszych dni, spadających deszczy miłości, ubłoconych kolan, parasoli życiowych i zmian nastrojów. Wschodnie wybrzeże Anglii. Pomimo świecącego słońca prawie bez ustanku zacinają wiatry.

Książka już poprzez same opisy prowincji niezasługującej za bardzo na miano kurortu, jest zimna i taki stara się być bohater. To Edwin Fisher, trzydziestodwuletni nauczyciel uniwersytecki, magister nauk humanistycznych. Nazywa się człowiekiem żyjącym w umiłowaniu ludzkości, a domeną jego charakteru jest podejmowanie decyzji, gdy już jest po wszystkim. Wiemy z krótkiej notki od wydawcy, że nosi ze sobą wewnętrzne cierpienie za żoną. Po sześcioletnim związku, który się rozpada, wyjeżdża na samotny urlop w miejsce, które znał z wcześniejszych wypadów wakacyjnych z rodzicami. Wspominanie wakacji z dzieciństwa będzie miało również swój cel.

Tak więc główny bohater przyjeżdża na wakacje. Już będąc na pierwszym spacerze w okolicy nadmorskiej wyznaje, że „w chwili, gdy pod jego stopami miejsce chodnika zajął miękki, zaśmiecony papierkami piasek, zrozumiał, że oto znalazł się tam, gdzie wcale być nie chce. Plaża nie ma mu nic do zaoferowania prócz tych rozległych połaci miałkiego pyłu, prócz tego płytkiego morza oddalonego o dziesięć minut spacerem, prócz ludzi na leżakach, na kocach, za krzykliwymi parawanami, roznegliżowanych i czerwonych, wygrzewających w słońcu naoliwione ciała” (str. 13). Ogólnie cały czas delektuje się swoim wahaniem, niepewnością własnych pragnień i wciąga nas w tą swoją grę psychologiczną. Brniemy z nim w opowiastkę widzianą jego oczami. Staramy się dojść do ładu z osobowością niebanalnego urlopowicza.

Cóż może robić samotny mężczyzna po rozstaniu z kobietą na urlopie? Właściwie prawie wolny, pogodzony z tym, że do niej nie wróci. Może np. wreszcie upijać się do nieprzytomności w barach bez przeświadczenia, że mu się za to oberwie. Jednak Edwin nie jest skrytym alkoholikiem, nie lubi aż tak bardzo się upijać. Korzysta z zaproszeń do pubów, ale nie dla celu samego upicia się, ale dla pstrej idei, która zdaje się mówić, iż „często, żeby prawdziwie wypocząć, trzeba wymyślić cos innego” (str. 110). W popołudniowych marazmach popija obrzydliwie mocną lub cienką kawę. Marnotrawi czas na obserwacje skrawków życia zwykłych ludzi. Może też podrywać panienki. To jednak podobnie jak alkohol za bardzo go nie pociąga. Ma wiele okazji do tego, by zdradzić żonę, gdyż kobiety same kładą mu się na ramionach. Edwin to gość z jakimiś tam zasadami. Nie posuwa się za daleko. Mógłby w ramach rozrywki np. zgrywać ważniaka leżakując na plaży i wyginać swoje przystojne ciało. Jest przecież też dobrze wykształcony. Mógłby także grać kogoś innego jak to często praktykują ludzie wśród nieznajomych na urlopach.

Ale nie! On uparcie chce być sobą. Po wszystkich kłótniach z żoną, o których nam opowiada, jak ciekawscy sąsiedzi chcemy by wreszcie i on się wyżył. A on co? Jak typowy belfer zabija nudę chodząc po nieciekawych uliczkach, przegląda „Timesa” i robi wiele błahych spraw, które mogą czytelnika irytować. Chciałoby się mu dać następującą radę – Idź chłopie i odreaguj!

A ma od czego.

Tutaj czeka nas ostra jazda! Rzucanie przedmiotami typu filiżanki, talerze, wazony i celowanie z reguły w małżonka, wrzaski, kopanie, dąsy, kajanie słowne, popychanie, krzyki, budzenie go w nocy kilka razy, podpalanie sprawdzanych przez niego prac egzaminacyjnych, rozsiewanie plotek sąsiadom, że chce ją zamordować. Rozmyślne trącanie filiżanki i oblewanie jego garderoby gorącą herbatą z chęcią zwrócenia uwagi na to np. , że wczoraj była u fryzjera. To telegraficzny przekaz charakterologiczny Meg – królowej histerii. Żony pozbawionej bycia matką ich dwuletniego dziecka w wyniku śmierci. Fakty podawane przez męża nasuwają wniosek, że być może Margaret była chora np. na depresję. W miarę posuwania się opowieści otrzymujemy kolejne informacje, coraz bardziej obiektywne. Nie mniej jednak bohater „miał ochotę uderzyć ją nieraz w pysk, lecz wolał się kulić, znosić i zbywać obelgi”. „Nie miał problemu żeby sprowadzić małżonkę do parteru, ale w efekcie to on cierpiał. Im łatwiej zadawał celne ciosy, tym dotkliwiej piekły go własne rany. W efekcie nabawił się zgryźliwości…stał się zgorzkniały i kąśliwy” (str.105).

Będąc na wakacjach sam, tak naprawdę ciągle jest w towarzystwie żony. Chwile czy pewne sytuacje przypominają mu ją. Mógłby odetchnąć - myślimy - a ten bez opamiętania przywołuje Meg na swoją duchową niekorzyść. Nawet nosi przy sobie zapalniczkę, chociaż nie pali. Musi ją zawsze nosić na wypadek gdyby Meg zechciała zapalić, bo ta ciągle zapomina zapałek. Ludzie wokół niego nie są interesujący, zdaje sobie z tego sprawę, ale żeby zmitrężyć czas, nie zwariować z myślami, podejmuje rozmowy na chybił trafił. I okazuje się, że znajduje w charakterze napotkanych jakąś analogię: „Nie różnili się specjalnie od niego. Podejmowali zachowawcze decyzje, bo nie mieli ani środków, ani energii, by przedsięwziąć coś odważniejszego” (str.116).

Dopóki nie spotka dziwnym trafem losu swego teścia i teściowej. Ciągle jednak trzyma się swojej dumnej natury.

Stara się trzymać jak mężczyzna, ale nie wychodzi mu to. Za to bardzo wychodzi mu użalanie się nad sobą. Pielęgnuje swój smutek, rozczarowanie, na siłę chce być nieszczęśliwy. Celebruje swój żal do losu. Obserwuje, że ludzie dookoła nawet na wakacjach nie mają sielanki. Zdradzają się, nie szanują, plotkują na swój temat, mają typowe kłopoty małżeńskie, ale to jego sytuacja jest najgorsza i bez wyjścia. Choć niewiele siebie odkrywa przed pensjonariuszami, przygodnymi rozmówcami i towarzyszami butelki w pubie, to wewnętrznie czytelnikom odkrywa się na wylot. Przypomina trochę bohatera znanej książki Antoine’a de Saint – Exupery. To jego dziwne samouwielbienie rozpaczy po rozstaniu odzwierciedla historię róży i Małego Księcia. Róża staje się tutaj synonimem na siłę przechowywanej męki po rozstaniu. Przecież ludzie cierpią z różnych powodów, również miłosnych zawodów, ale to cierpienie Edwina ma być roztrząsane, nagłośnione i komentowane.

Popatrzmy przez chwilę na celebrację zakochania się, a tym samym idącego za tym cierpienia Małego Księcia:

„Na planecie Małego Księcia kwiaty były zawsze bardzo skromne, o pojedynczej koronie płatków, nie zajmujące miejsca i nie przeszkadzające nikomu. Pojawiały się któregoś ranka wśród traw i więdły wieczorem. Krzak róży wykiełkował w ciągu dnia z ziarna przyniesionego nie wiadomo skąd i Mały Książę z uwagą śledził ten pęd, zupełnie niepodobny do innych pędów.(…) Wyczuwał, iż wykwitnie z niego jakieś cudowne zjawisko. (…) Róża przygotowywała się powoli. Starannie dobierała barw. Ubierała się wolno, dopasowywała płatki jeden do drugiego. Pragnęła zjawić się w pełnym blasku swojej piękności. O, tak! Była zalotnicą.

Książę dbał o różę. Pielęgnował z należytą starannością. Również bohater „Wakacji” podlewał żal konewką, chciał chronić przed tygrysami, i choć róża miała kolce spodziewała się przykrywania parawanem. Kłamała, że nie da rady się uchronić.

W końcu doszedł do wniosku: „Nie powinienem jej słuchać, nigdy nie trzeba słuchac kwiatów. Trzeba je oglądać i wąchać. (…) Nie potrafiłem jej zrozumieć. Powinienem odnaleźć w niej czułość pod przykrywką małych przebiegłostek. Lecz byłem za młody, aby umieć ją kochać. Lecz róża tylko kaszlała i namawiała go, żeby próbował być szczęśliwy. Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież taka dumna.”

Myślę, że tak dobrą prozę można porównać tylko do sobie równej.

Wakacje zarezerwowane nam prze Middletona to nie oglądanie pięknych zachodów słońca, to nie romantyczne spacery brzegiem morza o wschodzie, to też nie trzymanie się za rękę i migdalenie. To trochę taki wewnętrzny all incusive przy nieudolnej próbie bohatera by wykrzesać z siebie jakieś siły by podołać temu, co będzie raczej po wakacjach. Tu jest pies pogrzebany.

Książka kunsztownie napisana. Nieprzewidywalnym językiem banalnie prozaicznych spostrzeżeń życiowych, a ubranych w stroje teatralne. To powoduje, że zastanawiamy się ile z ważnych chwil życiowych nam umyka. Ile razy powinniśmy działać zamiast tylko myśleć chodząc brzegiem morza. Jak istotne są ukradkowe spojrzenia, małe gesty, z pozoru nic nieznaczące rozmowy z nieznajomymi, w pośpiechu wypisane pocztówki, przytaczane anegdoty lub frazesy, ludzkie złośliwości, odebrane lub nie telefony, pytające oczy, pijane dłonie położone na czyimś kolanie, przygodne znajomości, w końcu mała odwaga i porzucenie dumy na niekorzyść bycia nieszczęśliwym. O tym jest ta książka.

Subtelne przesłanie...ciche dni po wielkich awanturach. Na przemyślenia, na otrząśnięcie się z gniewu i na dojście do punktu, w którym można powiedzieć: Może to wszyscy mają rację, a ja jestem w błędzie? Odrzucenie samotności, "tej jedynej, którą posiada się na własność" (str.107) czy stwierdzenie pewnej prawdy, że "Wszyscy oceniamy innych z perspektywy swojej własnej niedoskonałości" (str. 181).

Lektura nie tylko dla tych po przejściach, ale dla wszystkich, którzy jeszcze nie znają zbyt dobrze życia w tak odlegle skrajnych odcieniach. Psychologiczna, dobrze opowiedziana może ku przestrodze, może dla pokazania walorów życia, może też dla mistrzowskiej narracji samej w sobie. W każdym razie zachwyciła. Pozostawiała głęboki ślad na duszy. Spowodowała, że jeszcze bardziej lubię wakacje razem. Z pewnością dla Koneserów niezwykłego stylu Stanleya Middletona.

Dziękuję bardzo za możliwość recenzowania kolejnej ciekawej pozycji Wydawnictwa Wiatr od Morza. Spędziłam po upalnym lecie chłodne, choć dobrze zaaranżowane wakacje we wschodniej Anglii.

Na zdjęciach okładka książki Stanleya Middletona pt. "Wakacje" oraz moje prywatne zdjęcia z plaż i wakacji we dwoje.

 
 
 

コメント


bottom of page