top of page

Recenzja książki pt. "Kołysanka dla Rosalie"


Jeśli jeszcze nie macie planów na długi weekend, to zapraszam do wartemborskiego pałacu przerobionego z dbałością o każdy szczegół, na hotel. Na majówkę do właśnie otwartego Pałacu Stu Róż. Klara i jej ukochany Jakub z pomocą Łucji, robią wszystko, by sprostać starożytnej zasadzie gościnności hotelarskiej „Hospes hospiti sacer” (Gość gospodarzowi świętym jest). W dosłownym polskim znaczeniu powiedzielibyśmy: „Gość w dom, Bóg w dom”. Ale czy na pewno? Tutaj mało będzie światła, raczej górować będą siły ciemności i zaprowadzą nas z nikłym płomieniem świecy do podziemnego królestwa zafascynowanego ruchem Bractwa Różokrzyżowców.

Gdyby nie mocno ucharakteryzowane postacie, to pewnie powiedzielibyście, że samo miejsce wydarzeń w książce jest mało wyszukane, a wręcz infantylne patrząc na poprzednią część książki pani Kosin pt. „Tajemnice Luizy Bein”. Cały wystrój hotelu błaga o zmianę: tapety, poduszki, filiżanki z motywem róży, a w dodatku cały ogród z wieloma gatunkami tego krzewu. Może ratują trochę sytuację z zaaranżowaniem głównego miejsca przy recepcji, sprzęty stylizowane na starocie i prawdziwe perły w postaci wiekowych książek i bibelotów. Niby retro powiecie – ale jednak w przeciętnym guście, a życie często ociera się o kicz. Muszę już od początku wyprowadzić was z błędu.

Każdy motyw w „Kołysance dla Rosalie” ma rację bytu. Jest logicznie i rozmyślnie zaplanowany. Rozwijające się pąki róż duszących główną bohaterkę, zaprowadzą nas do Różokrzyżowców , tajemniczych przepowiedni, zaklęć, wyroczni, planów dla świata. Sekretów owitych bluszczem, kurzem i mchem będzie więcej! Szykuje się wam wspaniały weekend w otoczeniu zieleni, fontanny, tarasu, podziemi i najlepszych posiłków przyrządzanych przez świetną kucharkę Kazię. Ona oprócz gotowania zajmuje się nieformalnie donoszeniem wiadomości o każdej osobie w miasteczku – taki książkowy „Pudelek”. Umieszczenie tej postaci nadało książce uroku, humoru i większej realności.

Kiedy już dostaniecie klucze do pokoi, rozejrzyjcie się koniecznie kogo macie za sąsiada. Albowiem pomieszkują tu różni dziwni ludzie. Wędkarze, którzy przesiadują nad wodą z wędką, a wcale nie lubią jeść ryb. Miłe starsze małżeństwo, które nie wadzi nikomu, bo prawie co dzień urządza sobie wycieczki lub zbiera grzyby. Pisarz przesiadujący całe dnie w pokoju ku niezadowoleniu kucharki, która chce go wyswatać z roztargnioną Matyldą. Przyjeżdża też starszy pan z nienagannymi manierami o niemieckim nazwisku von Egloff. Jeśli zamieszkacie blisko rodziny Pastewnych, to macie zapewnioną rozrywkę cały dzień. Pani Róża Pastewna lubi wywoływać afery, na słodkiej buzi często zobaczycie rozkapryszenie i chęć zwrócenia na siebie uwagi. Pojawią się też goście ze Szwajcarii: Sara z mężem Alexem, siostra Alexa oraz ich dwójka dzieci – Albert (Busio) i Rosalie. To małżeństwo tak bardzo zapragnie stać się letnikami w 100 %, że wynajmie niańkę do swoich pociech. Liska – starsza pani opiekująca się rodzeństwem zawsze będzie się wam grzecznie kłaniała, może nawet zaparzy wam herbatę z róż. Stańcie czasem bliżej niej i posłuchajcie jakie historie opowiada dzieciom. Do tego ta melodia wygrywana przez zabytkową pozytywkę.

Autorka usypia naszą czujność przemiłym brzmieniem kołysanki i budzimy się w szoku dowiadując się, że z hotelu zniknęły Rosalie i jej niańka. Wiem, że będziecie chcieli pomóc w odnalezieniu dziecka, ale napotkacie wiele fałszywych tropów. Pozwólcie autorce krok po kroku doprowadzić do finału poszukiwań małej lub też zróbcie to inaczej zaczerpnąwszy z rady Liski: „Wystarczy uważnie popatrzeć, żeby zyskać pewność. Podobnie jest z ludźmi. Nie należy ich słuchać, tylko dobrze im się przyjrzeć, żeby wiedzieć, jacy są naprawdę. W środku”. Oby tylko nie zemdlił was jak główną bohaterkę Klarę, zapach róż: „Róże! Mnóstwo! Połamane, pomięte, wszystkie purpurowe, ale w czarne plamy, jakby pleśni. Całe łózko było nimi zasłane. I ten straszny, duszący zapach”.

Książkę czytałam z bagażem doświadczeń pracy recepcjonistki również w pałacu przerobionym w hotel. Mury książkowego wymyślonego pensjonatu gościły bardzo ciekawych ludzi. Osoby pracujące w hotelarstwie wiedzą, że przyjeżdżający goście mają wiele różnych oczekiwań oraz przedstawiają całą paletę osobowości, przyzwyczajeń, zachcianek. Te są powodem, dla którego z radością usługujemy im, ale też i są sprawcami rozmaitych kłopotów. Autorka książki ma dobry zmysł wtopienia się w realia obyczajowe. Oddała atmosferę tej całej krzątaniny przy obsłudze gościa. Za to dodatkowy plus. Muszę z nieukrywaną szczerością dodać, że w moim hotelu nigdy nie miała miejsca tak wielka afera. Być może podświadomie tęskniłam do odkrycia jakiejś tajemnicy zakamarków mojego miejsca, które tak wiele ma wspólnego z pałacem przedstawionym przez panią Renatę Kosin. Pisarka zrekompensowała tę tęsknotę w sposób wyczerpujący. Dostałam wszystko: ciemne lochy, odgłosy z podziemi, zakradający się po nocach goście, przemykające niezauważalnie ciche postaci tylko z wyglądu, ciemne strony nauk wolnomularzy, skandale rodzinne, przykurzone pajęczyną sekrety na strychu, magiczne wyrocznie, znaki Różokrzyżowców, a zamiast słuchania na nocnych zmianach radia – dobiegająca muzyka pozytywki. Pani Kosin ukołysała moje zmysły.

Książka może być pozycją wartościową dla osób lubiących tajemnice, kochających bawić się w detektywa, tych, którzy interesują się historią ( niektóre fakty i miejsca są autentyczne z regionu Warmii). Wreszcie lektura powinna znaleźć się u każdego, kto lubi czytać dobre powieści obyczajowe ze zgrabną fabułą, z logicznie powiązanymi szczegółami i postaciami. Jeśli nie możecie przyjechać do wartembowskiego pałacu, to po prostu siądźcie w czasie urlopu na balkonie i stańcie się letnikami w wyobraźni, czytając „Kołysankę dla Rosalie”. Tak łatwo z przydomowego leżaka znaleźć się na tarasie Klary przy fontannie z wygrawerowanymi magicznymi literami nadsłuchując…

Słyszycie to, prawda?

Za możliwość zrecenzowania książki pani Renaty Kosin dziękuję Wydawnictwu NASZA KSIĘGARNIA.

Na wszystkich fotografiach widnieje okładka książki pt. „Kołysanka dla Rosalie”.

bottom of page