20.V.2015 r. w klubie „Pod Sową” Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Będzinie odbyło się spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki. Tym razem omawiano książkę Ryszarda Wolańskiego pt. „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań.”
Słowa „bez klasyki nie ma współczesności” zaczerpnięte ze wstępu napisanego przez Bohdana Łazukę wprowadziły nas w czasy dobrego stylu na scenie polskiej. Książka to ogólnie mówiąc biografia Eugeniusza Bodo przeplatana anegdotami z życia ludzi rozrywki w latach międzywojennych. Też przeczytamy krótko nakreślone życiorysy i wzmianki o innych znanych ludziach świata filmu i sceny. Prócz tego streszczenia filmów. Uśmiechniemy się, gdy przeczytamy barwne i niestroniące od krytyki recenzje z ówczesnych czasopism. Książka dostarcza wiele fotosów, przedwojennych plakatów, dokumentów związanych z życiem Bodo. Można odtworzyć sobie życie w polskich miastach w czasach międzywojnia np. obserwujemy jak to aktorzy byli zapraszani na otwarcia kawiarenek filmowych; na premierach uczestniczyły ważne osoby np. prezydent Mościcki; pokazuje się upadek rewii, potem narodziny kina najpierw niemego, a następnie dźwiękowego. Dostrzeżemy triki filmowe np. kiedy nagrywało się sceny w deszczu, tak naprawdę musiało być wielkie słońce, bo chodziło o światło. Dowiadujemy się np. że Jarosław Iwaszkiewicz w przerwach od poezji występował w filmach.
Eugeniusz Bodo był kabareciarzem, aktorem rewiowym, filmowym oraz reżyserem międzywojnia. Z 31 filmów z jego udziałem zachowało się 24. Był domatorem, lubił wyszywać, zbierał znaczki. W pracy Bodo miał opinie rzetelnego, niepoprawnego pracoholika. Biografia R. Wolańskiego dość dobrze zarysowuje jego krótkie losy, tak, że możemy być pewni, że nic przed nami nie ukryto.
„Gdy stolica dostała kabaret, to Bodo miał 9 lat. Wtedy jeszcze nie myślał o scenie. Gdy miał 15 lat, to huk wojny sprawił, że zamilkły wielkie sceny, na szczęście nadal grywały te małe. Wtedy film jeszcze się nie liczył, radio docierało do niektórych, a telewizji nie było. Liczył się teatr i kabaret. Tam chodziły wszystkie warstwy społeczne. Tam skupiało się życie kulturalne”.
Nie był Polakiem z urodzenia. Przyszedł na świat w 1889 r. w Genewie. Jego ojciec – francuski arystokrata Teodor Junod był propagatorem sztuki filmowej i wyjeżdżał na potrzeby zawodu w różne zakątki globu, tak więc Eugeniusz znalazł się w Polsce. Jego matką była szlachcianka z Mazowsza – Jadwiga Anna Dorota Dylewska. Po ojcu odziedziczył wyznanie i obywatelstwo. Po matce pseudonim, który stworzył z liter od swojego prawdziwego pierwszego imienia czyli Bogdan i jej drugiego imienia - Dorota . Na początku jako chłopiec mieszkał z rodzicami w Łodzi, gdzie ojciec miał teatrokabaret, a matka prowadziła restaurację. I to ona nie chciała, żeby jej syn został kabareciarzem. Zabiegała o dobry zawód dla syna. Jednak ten w szkole handlowej nie dawał sobie rady. Prawniczej również, też lekarskiej, bo bał się widoku krwi. Potem chciano zrobić z niego kolejarza, ale uciekł pociągiem z domu.
Pierwsze poważne występy miał w wieku 20-21 lat. Potem już szło jak po maśle. Był ubóstwiany i chwalony. Znany w kraju i za granicą. Wielki artysta opisywany w czołówkach gazet. Nie zawsze pochlebnie, bo prasa interesowała się życiem prywatnym Bodo m.in. jego romansami. Jednak w tym czasie jak pisze Wolański przyjmowano starą zasadę: „Niedobra recenzja jest świetną reklamą – powszechnie znana prawda. Źle czy dobrze, byleby pisali.” Pierwsza rysa w życiorysie Bodo to spowodowanie wypadku jadąc samochodem, w którym ginie jego kolega – Witold Konopka. Ostatnia skaza to wywiezienie przez władze rosyjskie do więzienia i tam śmierć, która jeszcze kilka lat temu była niewyjaśniona.
Wszyscy klubowicze zgodnie orzekli, że książka pod względem merytorycznym jest bardzo dobrze napisana. Wyobrażaliśmy sobie autorski trud wielu godzin, dni, miesięcy ślęczenia nad dokumentami, książkami, archiwaliami. Natomiast strona literacka pozostawia wiele do życzenia. Można się nią po prostu znudzić po dłuższym czytaniu. Jednakże wywnioskowaliśmy, że gdyby autor inaczej posegregował rozdziały np. tematycznie, książka zyskałaby na przejrzystości i łatwiej byłoby ją czytać. Z życiorysów zaś innych osób wyczytaliśmy pewną regułę, że wojna zatrzymała ich kariery. Dopóki kabaret grał, ludzie ci byli sławni. Po wojnie niewielu z nich utrzymywało się z filmu. Pracowali głównie w teatrze, a większość powyjeżdżała z kraju lub porzuciła życie aktorskie na dobre.
Zainteresowałam się po lekturze tej pozycji innymi książkami Wolańskiego i znalazłam np. biografię Stinga, Krzysztofa Klenczona, Toli Mankiewiczówny, książkę o Henryku Warsie. Czy można na podstawie biografii wielkich osób przypasować słowa Acharda zacytowane w omawianej książce do każdego związanego ze sceną? Sami musimy odpowiedzieć sobie na to pytanie.
„Kariera artysty jest podobna karierze kurtyzany:
Najpierw dla własnej przyjemności,
Później dla przyjemności innych,
A w końcu dla pieniędzy.”
Do tej pory sylwetka Bodo inspiruje twórców. Byłam ( nie jako jedyna z klubowiczów) w Teatrze Zagłębia na sztuce pt. „Eugeniusz Bodo. Czy ktoś mnie woła?”. Mogłam na własne oczy zobaczyć to, co przeczytałam wcześniej w książce Wolańskiego. Jakiś żal, że te czasy dobrej sceny już minęły. Temat odnośnie refleksji po spektaklu przywołał w nas dyskusję o wielkim graniu i jeszcze bardziej przybliżył temat teatrów i scen z czasów Bodo. Jak rodziły się kabarety, jak to Warszawa budziła się i zasypiała rewią, jak krzykliwie się ubierano, jak tańczono, co prasa pisała po takich wydarzeniach.
W książce autor ubolewa nad małym zainteresowaniem osobą Eugeniusza Bodo. Uważa i ja się z nim zgadzam, że mało się o nim mówi. Jednak kilka dni temu przeczytałam na stronach internetowych, że powstanie serial o słynnym kabareciarzu i aktorze. Zachęcam do przeczytania tej informacji:
Ciekawa jestem czy w napisach końcowych wersji filmu o Bodo zamiast np. make up czy stroje będą widniały – „Toalety pań” i czy filmowcy zaskoczą nas starymi reklamami polskich marek np. Żywieckiego Zdroju? Nawet takie maleńkie detale retro powodują, że filmy z Bodo ogląda się po prostu świetnie. Zalecam każdemu dawkę humoru w "Starym Kinie" - koniecznie z Eugeniuszem Bodo.