top of page

Rønne – ekspresja barw w stolicy

W stolicy Bornholmu znajdziecie wszystko, co charakterystyczne dla miasteczek portowych północnej Europy. Rønne jednak ma coś znacznie więcej. Specyficzny „smaczek”miniaturowego kolorowego miasta na wysepce. Urzeka, przyciąga swoim powabem i pozostawia niezatarty ślad estetyczny.

Już z piętra katamaranu Leonora Cristina płynacego ze szwedzkiego Ystad i dobijającego do brzegu stolicy mój wzrok utkwił na białej, uroczej wieży świątynnej o zabudowie szachulcowej. To charakterystyczna budowla miasta – ewangelicki Kościół św. Mikołaja. Góruje nad czerwonymi dachami razem z zabytkową latarnia morską z 1880 r.

Wszystko na Bornholmie jest „ociupińkie”. Przygotujcie się na maleńkie domy, hotele, ryneczki miast, groszkowe kawiarenki, okruszkowe ogrody i sklepy. Jak na warunki wyspowe to właśnie Rønne jest największe i zamieszkuje je 1/3 mieszkańców. Tu jest największy port, małe lotnisko, 10 konsulatów, szpital, stadion, biblioteka, gimnazjum i teatr.

Na Rynku na Placu St. Torv w samym centrum znajdziecie ciekawą rzeźbę. To granit z 2000 r. Wydłubał w nim Zegar Słoneczny Japończyk Jun- Ichi. Poprzez szczelinę tej imponujacej rzeźby przedostaje się smuga słońca wskazująca godzinę.

Najpiękniejszym miejscem jest oczywiście Starówka, gdzie zachowała się część domów o szachulcowej architekturze z przełomu XVIII i XIX wieku. Dla koneserów starszych klimatów polecam przejście się średniowiecznym fragmentem miasta wokół świątyni św. Mikołaja.

Powróćmy jednak do kolorów. Starówkę przecinają brukowane drogi z tęczowymi zabudowaniami. Mogłabym stać w zachwycie przy każdym, oglądać drobiazgi, siadać na maleńkich schodkach. Jeśli gdzieś może tchu braknąć to jest to to miejsce w świecie. Wąziutkie minimalistyczne uliczki, chałupki z pruskiego muru, kamieniczki tak barwne jak zabawki dla niemowląt, drobinkowe kawiarnie, galerie dla jednego widza i wszechobecne kwietniki.

Tutaj może Was zaskoczę, ale Bornhom pomimo swojego położenia na Bałtyku jest ciepłą wyspą. Nazywany jest też najbardziej zieloną wyspą bałtycką. Są tu przepiękne białe plaże. Piasek z Bornholmu ze względu na swoją delikatność i miałkość używany był do produkcji klepsydr.Ku niedowierzaniu własnym oczom zobaczyłam drzewo figowe.Przy wielu chodnikach rosły różnobarwne malwy. Wszystko to krzyczało do mnie swoją wyjątkowością, iż stało się to, co przeczuwałam – mogę się zakochać i nie znieść rozłąki na długo.

Gdy będziecie w Rønne to nie omińcie ulicy Vimmelskaftet. Architektura tego miejsca po prostu powala. Składa się na to zabudowa chatek z muru pruskiego. Jedna jest wprost wyjątkowa z wyjątkowych. To najmniejszy domek. Ma niebieskie drzwi, do których prowadzą małe drewniane schodki. Przed domkiem podłoga wybrukowana „kocimi łbami”, na którą można patrzeć przez jedno, jedyne okno.

Dzięki tej niskiej modzie na domy stałam się namiętnym podglądaczem przez okna. Często nie mają firanek, a jeśli mają to są one tak kreatywnie uszyte, powiązane, zawieszone, że należy spojrzeć. W oknach takich domów można podziwiac całe kolekcje bibelotów, od figurek po suszone owoce, warzywa, zwiasające listy, otwarte szkatuły, lampiony i wszelkie inne cuda.

Zostawiam Was jeszcze na chwilkę sam na sam z wszechobecnym pięknem. Delektujcie oczami. Nie trzeba niczym tego smaku architektonicznego przyprawiać.

Rønne było moim pierwszym zetknięciem się z wyspą. To, co zobaczyłam w stolicy miało być tylko zwiastunem jeszcze piękniejszych rzeczy na wyspie. Zostańcie ze mną na tej wycieczce wzdłuż wybrzeża w kolejnych wpisach.


bottom of page