top of page

„Nic nie jest czarno-białe”- Sławomir Koper w Będzinie


9 września 2015 r. w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Będzinie odbyło się spotkanie ze Sławomirem Koprem w ramach działającego w placówce Dyskusyjnego Klubu Książki. W zaproszeniu skierowanym ze strony będzińskiej książnicy przeczytałam taką zachętę do uczestnictwa: „Sławomir Koper, historyk, publicysta i autor bestsellerowych książek, w których poprzez anegdoty z życia prywatnego elit i ciekawostki dotyczące danej epoki – przybliża różne okresy historyczne. Aktualnie specjalizuje się w okresie międzywojennym dziejów Polski i historii polskiej obyczajowości XIX stulecia. Jak dowiadujemy się ze strony autora (http://slawomir-koper.com.pl/index.php/o-autorze) Sławomir Koper w swoich książkach stara się pokazać historię "z ludzką twarzą”; ważne osobistości w dziejach naszego kraju w życiu codziennym, nie unikając drażliwych tematów. Wychodząc z założenia, że życie prywatne, z jego wszystkimi składnikami jest ważną częścią biografii każdego człowieka, porusza tematy z reguły pomijane przez innych badaczy. A polityk czy artysta ukazany "w szlafroku i kapciach" zyskuje tylko na autentyczności. Nic tak, bowiem nie fałszuje obrazu jak tworzenie posągowych postaci, pozbawionych uczuć, wad czy zwykłych ludzkich słabości.” Nie mogłam przegapić takiego wydarzenia, tym bardziej,że książki autora są mi znane.

Pierwsze, co rzuciło się w oczy i uszy, to luz pana Kopra. Luz w prowadzeniu spotkania, w opowieściach, odpowiedziach, a nawet w ubiorze. Taki sam zauważyć można w książkach. Nie sili się na historyka, chociaż nim jest. Nie sili się na grzeczny, ładny język, ale raczej na prawdziwy, taki bliski ludziom. Nie grzeszy datami, bo uważa,że jeśli pamiętamy 10 ważnych dat, to i tak za wiele. Właściwie na spotkaniu nazwał się popularyzatorem historii, a nie jej wykładowcą.

Przypomniał,że pisze od 20 lat. Kiedyś pisał jak wielu przed nim i wielu pewnie będzie za nim, do szuflady. Oczywiście przechodził prawdziwe chwile pisarza, kiedy odrzucano jego maszynopisy. Zacytował nawet zwięzłą formułkę wydawnictwa, które nie jest zainteresowane wydaniem książki, ale i też nie chce w razie czego urazić kogoś, kto być może kiedyś będzie poczytnym pisarzem.Upartością osła doszedł to punktu dzisiejszego i nauczył się zwracać uwagę na krytykę. To pozwoliło mu stać się coraz bardziej rozpoznawalnym autorem.

Sława jednak ma plusy ujemne – wyznał. Jednym z nich jest strata wielu znajomych ze środowisk historycznych. Wie,że się naraził wielu. Nazywają go skandalistą. Mógłby rano obejść się bez kawy, gdyż poranne fora pełne są pretensji pod jego adresem, co powoduje u niego wzrost ciśnienia. M.in. przypisuje mu się łatkę plotkarza i tego, co szarga imię Polaków. Trudno się dziwić tym i podobnym niepochlebnym wypowiedziom, skoro on wcale nie jest dłużny. Przyznał, że drażni go język historyków, którzy bez słownika wyrazów obcych nie potrafią napisać dobrej książki. Uważa,że historia to żywi ludzie, więc należy pisać ich językiem. Lekkim, nie forsowanym pojęciami, które znajdujemy w wyjaśnieniach na końcu rozdziałów. Plusami dodatnimi są spotkania autorskie. W zeszłym roku miał ich około osiemdziesięciu. W tym roku pewnie nie będzie gorzej, bo Będzin jest przeszło czterdziestym miejscem, które odwiedził.

Opowiedział zabawne zdarzenie, kiedy chciano zrobić z niego celebrytę zapraszając na galę mody i wręczono nagrodę w postaci talonu do salonu fryzjerskiego, przy czym zapomniano,że pan Sławomir nie nosi włosów. Inną opowieścią podkreślił, że nie zależy mu na zrobieniu dobrego wrażenia, ale na dobrym samopoczuciu i byciu sobą. Było to w trakcie sesji do magazynu, kiedy z 600 „dziwnych póz do obiektywu” wybrano 3 najgorsze według niego i zamieszczono obok wywiadu. Zaznaczył, że tylko słowa, a nie ubranie były prawdziwe. Nie znosi butów z noskami i pajacowania. Rzeczywiście – na spotkaniu miał „luzackie”, w typie sportowym obuwie. Nie pajacował!

Z osób, które opisywał, najbardziej chciałby spotkać się i porozmawiać z Marią Dąbrowską. Ceni jej intelekt. Według niego była świetną obserwatorką życia. Opisywała zdarzenia za pomocą ciętego pióra. Pan Koper lubi pisać o kresach i lubi tam być. Z życia powszedniego zdradził, że współpraca z IPN jest dla niego bardzo żmudna. Jeśli już ma stamtąd temat i materiały, to ustala sobie plan dnia. Wtedy wstaje jak najwcześniej (bywa, że o 3 rano) i do 8-9 pisze. Narzuca sobie taki stan, gdyż wie,że wieczorami mózg jest zmęczony, a popołudniami rozdzwaniają się telefony. Kiedyś ktoś z kolegów zadał mu pytanie, jak to jest z weną, skoro tak codziennie wstaje i po prostu pisze. Pan Koper odparł, że nie jest Słowackim, żeby czekać na natchnienie. Ogólnie wyraził się, że znając tyle przykrych i krępujących faktów z życia swoich bohaterów, jest i tak bardzo tolerancyjny. O niewygodnych sprawach pisze z umiarem i w sposób dość łaskawy. Inaczej już dawno np. Olbrychski mógłby wyciągnąć szablę lub wysłać mu prawnika na pojedynek w sądzie.

Nie ujawnia swoich racji w książkach, jest daleki od osądzania. „Emocje ma mieć czytelnik”, a nie pisarz. Nie jest subiektywny, nie pokazuje swojego zdania. Zresztą jak powiedział – często nawet nie wie czy nazwać danego delikwenta np. zdrajcą lub chociażby kolaborantem. Po latach trudno ocenić co danym człowiekiem kierowało. Nie znamy dobrze tamtych realiów z własnego doświadczenia. To sfera obyczajowa, a konwenanse się zmieniają.

Zapytano skąd oprócz archiwów IPN znajduje materiał na książki. Dowiedzieliśmy się, iż wiele stron jego książek zapełniają wspomnienia ludzi, dzienniki, pamiętniki, a w dzisiejszych czasach nawet informacje z blogów. Spotyka się również z rodzinami bohaterów swoich książek. Niektórzy wypytywani powiedzą więcej, inni mniej. Ważne jest by z tych wszystkich wiadomości wyciągnąć kolory. Sławomir Koper zapewnił: „Nic nie jest czarno-białe”. Jego główną rolą jest uzmysłowić barwy i pokazać, że znani i sławni są ludzcy jak my, wcale nie są oderwani od świata i nie są im dalekie grzeszki i namiętności. Co zresztą konsekwentnie udowadnia w każdej kolejnej książce.

Najnowsze barwy ma nam przynieść pozycja „Żony bogów” o kobietach Mrożka, Gombrowicza i Miłosza. Uwielbia pisać o czasach PRL – u. Uważa, że to ciekawy czas zmarnowanych szans, ludzi i ich wielkich talentów. Przekonał się, iż tego rodzaju książki lepiej się przyjmują i sprzedają niż np. „Miłość w powstaniu warszawskim”. Ta ostatnia okazała się lekturą lokalną, a spodziewał się, że będzie nią zainteresowany czytelnik z całej Polski.

W czasie spotkania dowiedzieliśmy się kilku „pikantnych” faktów z życia np. Gałczyńskiego, Brychta,Słonimskiego, Sikorskiego, Olbrychskiego,Rodowicz,Jaroszewicza, Piłsudskiego, Kuklińskiego, Dymszy, Stachury, Wojaczka, Iwaszkiewicza, ale to tylko kropla w oceanie tego, o czym donosi w swych bestsellerach pan Koper.

Pan Sławomir poruszył również temat Mickiewicza. Tak się składa,że jedną z pierwszych jego książek, które wzięłam pod lupę, były „Kobiety w życiu Mickiewicza”. I choć już po kilku stronach nie trzeba było mnie przekonywać,że nic w życiu nie jest czarno- białe, to jednak po lekturze tej pozycji nasz wieszcz stracił w moich oczach. Chociaż nadal zaczytuję się np. w moich ulubionych ze względu na podróże „Sonetach krymskich”, to jednak teraz na tym pięknym horyzoncie widzę mgłę nieprawości, która otacza powstanie tych dzieł. Nie w każdym przypadku słowa autora działają.

Niemniej jednak spotkanie uważam za bardzo ciekawe. Przyjemnie było posłuchać takiego ogromu wiedzy o ludziach, którzy żyją lub żyli obok nas. O tym, jakie doświadczenia czekają młodego pisarza, nieprzeciętnego lub łamiącego konwenanse historyka czy zwyczajnie posłuchać np. o podróży na Krym. Autor na końcu zacytował słowa Iwaszkiewicza skierowane do artystów: ”Najpierw dobrze się ożeń, potem możesz pisać wiersze”. W jego przypadku jednak musimy szukać innego wyjaśnienia fenomenu tych książek. Zresztą po co to piszę, skoro sami możecie zakosztować tej prozy. Ostrzegam – po lekturze będziecie zmuszeni do większego myślenia, a być może dalszych poszukiwań…przynajmniej jego książek. Bo jednego nie można im zarzucić, że nie są interesujące!

Dziękuję MiPBP za zaproszenie. Przy dobrej kawie, ciastku, w kameralnym gronie z takich spotkań wiele wynoszę i bardzo chętnie dzielę się moimi spostrzeżeniami z innymi. Było warto!

bottom of page