top of page

Życiowe staccato w „Boginiach z Źitkovej” na Dyskusyjnym Klubie Książki w Będzinie


16 września 2015 r. odbyło się pierwsze powakacyjne spotkanie przy dobrej książce i kawie w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki w naszej będzińskiej bibliotece. Dyskusja rozgorzała nad bardzo interesującą pozycją.

Z okładki patrzy na ciebie bogini swoimi wszystkowiedzącymi, przenikliwymi oczami. Są jak miecz obosieczny, sięgają nie tylko do stawów i kości, ale do genów przodków. Uważaj jak na nią patrzysz, bo możesz się narazić. Prastare, podarte przez „politycznie niedobre czasy” zabobonne tradycje, które żyły w znachorkach są właściwie głównym tematem książki. Sposób, w jaki o nich opowiedziano, zasługuje na wielkie wyróżnienie. Z tematu, który na pozór wydawać by się mógł, że nas nie dotyczy, że nic nie wniesie w nasze życie ani w historię świata – autorka uczyniła coś tak interesującego, że prawie czujemy się jak byśmy byli spokrewnieni z bohaterami lub przynajmniej mieszkali w Źitkovej.

Tytułowa wieś znajduje się w Białych Karpatach, na pograniczu słowacko- morawskim, w rejonie nadal słabo zaludnionym i biednym, w hermetycznym środowisku naszpikowanym przesądami ludowymi. „Bogowanie jest stare jak świat, a boginie i andzjele tu od zawsze.” Zaś boginie to kobiety, które mieszkały na kopanicach (wzgórzach z samotnymi chatami i ręcznie obrabianymi poletkami) i odpędzały burze i grady, poskramiały wszelkie żywioły, leczyły ziołami, przepowiadały przyszłość czytając z wosku przy tym modląc się do Boga. który potrafił wygonić z ciała chorobę. Umiały sprawić, że wybranek zakochał się właśnie w osobie, która tego oczekiwała. Nastawiały kości, warzyły miłosne i szkodzące napary, wykrzykiwały przekleństwa. Zaklinały, wykonywały magiczne rytuały, miały czelność zarządzać prawami natury, wskazywały miejsca zginionyh rzeczy. Dzięki przyglądaniu się ludziom, potrafiły zaznajomić się z ich duszami i dlatego leczyły również choroby psychiczne. Ich wszechmogący wzrok zaglądał w przeszłość i przyszłość. Mogły sprowadzać nieszczęscia łącznie ze śmiercią. Chaty na kopanicach przeważnie były z ciemnymi izbami, zacofanym wystrojem, a na piecu topił się wosk, podczas gdy obok stała przygotowana już miednica z wodą.

Jedni powiedzą znachorki, szamanki, inni czarownice. Jednak książka przekona was, że bogowanie to nie żarty, ale sekretna sztuka, która zanikła wraz ze śmiercią ostatniej bogini w 2001 r. Oprócz tego znajdziecie całą masę folkloru w różnych przejawach. Najciekawsze według mnie są m.in. opisy obrządków i zabobonów pogrzebowych.

Całą niewesołą, właściwie wstrząsającą historię opowiada nam Dora – dziewczyna, która urodziła się w rodzinie bogiń. „Boginie z Źitkovej” to jakby rozliczenie z niechlubną przeszłością nękania kobiet z darem bogowania od XVII w. do czasów współczesnych.Sama autorka poprzez osobiste odwiedzanie miejsc pokazanych w książce, studiowanie akt służb specjalnych w Czechosłowacji, Polsce i Slowacji oraz studia w zakresie etnografii, trzyma się faktów historycznych dotyczących Czech, hitleryzmu i komunizmu. Choć załączone dokumety nie są oryginałami, sporządziła je na wzorach autentycznych. Główną bohaterkę uczyniła również etnografką, z tym, że tamta jest emocjonalnie związana z tematem. Drążąc archiwa i domagając się prawdy, nie zdaje sobie sprawy, że płynąca w jej żyłach krew była naznaczona darem, który powinna była może przyjąć zamiast odcinać się od przodków. To czy wierzysz w klątwy czy nie, to i tak powinieneś przeczytać, bo znajdziesz tam kawał prawdy o ludziach inwigilowanych, często nieświadomych w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajdują. Po lekturze przychodzą pytania. Ilu z nas jest obserwowanych? Czy nasze rodziny również miały tajne teczki? Czy na pozór zwykłe zajęcie może znajdować się na celowniku tajniaka? Nie dość, że po lekturze boimy się czarów, to zaczynamy baczniej przyglądać się sąsiadom. Dreszczyk pozostaje do ostatniej strony. Pozwólcie, że opowiem od początku.

Dorę poznajemy w makabrycznych okolicznościach, kiedy zagląda do pokoju pełnego krwi matki zabitej siekierą przez ojca dziewczynki. Zwiastunem tego złego dnia miały być już martwe kocięta u progu. Potem może być już tylko gorzej za przyczyną białego wężyka – opiekuna chaty, którego Dora nieśmiadomie zgniata. Przynajmniej taką wersję utrzymuje jej ciotka Surmena, która zabiera ją i ułomnego brata do siebie na wychowanie. Surmena jest znaną w okolicy i poza, boginią. Wychowuje swoją siostrzenicę na andzjela.Andzjelowanie było pierwszym praktycznym krokiem do późniejszej pracy jako bogini. Miało na celu bycie tzw. aniołem, który przyprowadza ludzi z przystanku autobusowego do chaty, po drodze wypytuje, w razie czego należało ludzi zawrócić gdyby okazali się nieodpowiedni do wróżenia. Z czasem Dora dość ma zabobonów, zacofanego miejsca i postanawia zgłębiać wiedzę o boginiach ale od strony naukowej. Zachowywanie każdego rytuału, w tym tych najbardziej głupich jak np. przeżegnanie się gdy w lesie zahuczy puszczyk, wszystkie strachy, których trzeba było się wystrzegać, bo nadchodził zły sen, irytuje Dorę.Wyjeżdża na studia, jednak tam okazuje się, że nie można uciekać od korzeni. Rola Dory w tym momencie zostaje jasno nakreślona: „ Jej, która, jako jedyna z rodu tkwi na granicy dwóch tak odległych światów, po uszy w nauce, a zarazem w samym środku zadziwiającego życia bogiń. To właśnie jej zadaniem, pomyślała, jest odkrycie losów wszystkich kobiet z rodu, wydobycie ich historii z mroku przeszłości, a zwłaszcza zawiadomienie świata o ich wyjątkowej sztuce, sztuce, którą ich wrogowie od wieków próbowali wymazac z oblicza Kopanic. To właśnie ona miała nie dpuścić, by słuch o nich zaginął.” I staje się, że badając sprawę bogowania odkrywa, że jej ciotka posiada teczkę wśród materiałów tajnych służb StB.

Śledząc dokładnie archiwa socjalistycznej machiny odkrywa z szokiem, że i ona była obiektem zainteresowania przedstawicieli ówczesnej władzy. Czytelnicy ze zdumieniem i wzgardą przygladają się tajnym listom naszpikowanym kłamstwami i czekają z nadzieją na rzeczowe i prawdziwe wyjaśnienia. Długo po lekturze nie można otrząsnąć się z niesmaku tamtych czasów. Tylko w temacie bogiń dowiadujemy się np. że są szkodliwe, bo wzbogacają się kosztem niepiśmiennego społeczeństwa na sprzedaży ziół, porad leczniczych, pomagają przyciągać nieszczęścia. Zazdrośni ludzie ze wsi wysyłają na siebie anonimy zarzucając np. celowe trucie krów, sporządzanie napojów odurzających, szerzenie zepsucia wśród młodzieży, kradzież majątku narodowego z lasu i wiele, wiele innych dziwnych przypadków. Wstrząsające są opisy „opieki” w państwowych szpitalach psychiatrycznych, gdzie ludzi kastruje się z mózgu i posiadania rodziny. To rzecz o życiu bogiń, które smutnym tonem brzmiało jak staccato w muzyce. Poprzerywane, skrócone mniej więcej o połowę wartości, krótkie i ostre. Oddzielone, oderwane siłą od rodziny.

W tle opowieści wpleciono nie bez przyczyny także wątek nazistowski trzymając się realiów II wojny światowej. Hitlerowcy byli zafacynowani działalnością bogiń, ponieważ te jawiły im się jako dowód, że prastare germańskie tradycje na ziemiach czeskich, wcześniej niemieckich, nie zaginęły. Dlatego na ironię losu boginie były chronione przez zbrodniarzy. Książka zmusiła mnie, żeby dowiedzieć się więcej o mitach starogermańskich, zafascynowaniu dygnitarzy nazistowskich np. Himmlera okultyzmem i przyjrzeniu się sprawie Hexenkartothek.

„Boginie z Źitkovej” potwierdzać się zdają jeszcze jedną prawdę, której doświadczyliśmy sami jako naród polski : „Nosicielki pradawnych tradycji mieszkały tam od dziesiątek pokoleń, przetrwały wejście chrześcijaństwa, procesy czarownic, rządy miejscowych księży i wymiaru sprawiedliwości i badania grupy esesmanów. A załatwił je prosty bolszewik”.

Do własnej opinii o książce dołączam relację ze spotkania w bibliotece. Tematyka książki nasunęła nam wiele dziedzin do omówienia. Poruszylismy np. medycynę i ziołolecznictwo. Zastanawaialiśmy się nad mądrością porzekadeł, celowością przysłów, optowaliśmy lub nie za prawdziwością „zabobonów”. Jedni sceptyczni inni bardziej wierzący w rzeczy tajemne wypowiadali się na temat snów, proroctw, przesądów. Byliśmy jednomyślni, iż książka ma znamiona historyczne, zawiera jakiś urywek czasu, którego nie da się wymazać. Głęboki socjalizm ukazany poprzez wyciągi z archiwów niektórych męczył, stresował, innym wydawał się być dobrym przerywnikiem między opowiadaniem, chyba celowo zamierzonym przez autorkę. Padła śmiała wypowiedź, że gdyby nie wątek lesbijski z powodzeniem można byłoby omawiać ją w szkołach. Treść spisanego życia bogiń według klubowiczy ma drugie dno. Należy szukać go przede wszystkim w przedstawionych rozmowach i dokumentach szpitalnych, które genialnie obrazują stan i samowolę ówczesnej władzy.

Wszyscy przyznali,że książkę bardzo dobrze się czyta, można jednym tchem, bo nie nudzi. Wszystkie zabiegi, które zastosowała pisarka spowodowały,że książka jest jedną wielką obserwacją, celnym spostrzeżeniem. Aż zastanawiano się co by powiedzieli na jej treść ci, którzy mówią, że za komuny to było fajnie. My doszliśmy do wniosku,że nie zawsze warto być bohaterem i że odwaga ma swoje granice.

Jeśli nie boicie się prawdy, to czytajcie!

Fotografie przedstawiają okładkę książki, miejsce naszych spotkań klubowych jak również w pewnym sensie związane z atmosferą książki wnętrza Fortu Anioła w Świnoujściu oraz moje prywatne zdjęcie dekoracji ze świeczek.

bottom of page