top of page

Kołysanka zmysłów z Renatą Kosin


Autorka, która napisała Kołysankę dla Rosalie, ukołysała również moje wyostrzone na piękno zmysły. Odbyło się to

3 października 2015 r. w Barczewie w czasie spotkania zaplanowanego przez organizatora konkursu czyli Wydawnictwo Nasza Księgarnia jako część nagrody. Ta idylliczna historia nie ma jednak początku w tym dniu.

Wszystko tak naprawdę zaczęło się od dnia, w którym zaczęłam pisać recenzje. Jedną z książek, którą miałam omówić była „Kołysanka dla Rosalie”. Pozycję chciałam zrecenzować trochę dla przekory. Przeczytałam w najwcześniejszych opiniach, że należy ją czytać jako drugą część „Tajemnic Luizy Bein” i bez wcześniejszego styku z Luizą, nie zrozumie się jej kontynuacji. Lubię wyzwania, więc „Kołysanka” trafiła na mój nocny stoliczek. Po jej lekturze nie miałam uczucia, że części nie mogą istnieć w oderwaniu od siebie. „Kołysanka dla Rosalie” okazała się być sympatyczną, spójną opowiastką, a jej tło czyli hotelarskie zaplecze i całe otoczenie w przerobionym na ten cel pałacu, było mi z racji kiedyś wykonywanego zawodu, bardzo bliskie. Do tego zresztą też przyznaję się w recenzji.

Pragnę nadmienić,że przy okazji otrzymania książki do recenzji, zawsze czytam o autorze. Tak trafiłam na stronę facebookową Renaty Kosin oraz jej bloga. Regularnie czytałam kolejne recenzje oraz z wielkim zainteresowaniem czekałam na wpisy, które traktowały o miejscach w książce, które przeniosła z rzeczywistości. Tak pomalutku poznawałam wirtualnie Barczewo. Pani Renata na swoich stronach robiła różne konkursy. Któregoś dnia trafiłam na ten:

Oczywiście chciałam wziąć w nim udział. W tym czasie wyjeżdżałam na wakacje do Bułgarii i w mojej walizce znalazła się „Kołysanka dla Rosalie”. Po raz drugi postanowiłam zapoznać się z bohaterami sympatycznego miejsca urlopowego i wysłać odpowiedź na konkurs. Od pierwszego czytania intrygowali mnie wędkarze. Prawie bez imion, małomówni, dziwni. W wymyślonych dalszych ich losach, stali się ludźmi zamieszanymi w „aferę katakumbową”. Po spotkaniu z policją, musieli podać swój pesel, a następnie zrobiono im po 3 zdjęcia, w tym dwa profilowe. :) Takie zakończenie przyszło mi do głowy, gdyż w Barczewie jest więzienie, w którym siedział sławetny Erich Koch -ostatni nadprezydent Prus Wschodnich w latach 1933–1945. Wysłałam moje zakończenie i czekałam.

Między wyjazdem do ośrodka Zalesie Mazury Active Spa by spotkać Renatę Kosin, otrzymałam jeszcze od Wydawnictwa Nasza Księgarnia kilka egzemplarzy książek. Mam więc zapas na jesienne wieczory i bardzo chętnie będę dzieliła się z Wami recenzjami. To była niesamowita wygrana, potrójna, dopełnienie mojej całkowitej radości. Pobyt w pięknym ośrodku, spotkanie z autorką i zapas książek. Prezentem z nieba była słoneczna, złota aura, która umożliwiła nam swobodne przemieszczanie się po Barczewie czyli książkowym Wartemborku.

Wybrałam październikowy weekend na wyjazd, gdyż jesienią wszystkie miłe sprawy więcej się rumienią. Wybór okazał się być strzałem w dziesiątkę, bo rzeczywiście pogodę miałyśmy na zamówienie. Dzięki temu spacer po Barczewie był jedną gigantyczną dawką przyjemności a dokładniej można ująć,że kołysanką dla zmysłów. Co zobaczyłam i dzięki czyjej

niespodziewanej uprzejmości dowiecie się w niedługim czasie w następnym poście.

Tymczasem opowiem Wam o samym poznaniu Renaty Kosin. Nie można powiedzieć, że któryś zestaw z tej nagrody był lepszy lub gorszy, ale jeśli miałabym określić na co najbardziej czekałam, to głównie na spotkanie z autorką książki, którą wcześniej recenzowałam. To było wisienką na torcie. Zaplanowany był spacer po Wartemborku oraz wspólna kawa i słodycz. Zdarzyło się o wiele więcej.

Umówiłyśmy się w centrum miasta przy zabytkowym Ratuszu Miejskim.

Po oficjanym przywitaniu poszłyśmy nad stawek, który ma nazwę Stawu Więziennego i zaraz potem pod były kościół prostestancki, w którym jest obecnie Skarbiec Kultury Europejskiej. Agnieszka, która pracuje w Urzędzie Miejskim i dodatkowo jest artystą pracującym na dobre imię miasta, zapoznała nas z historią kilku obiektów. O tej szczególnej wycieczce będzie osobny wpis, bo nie wyobrażam sobie, żebym nie opowiedziała Wam o ludziach takich jak Agnieszka, którzy stoją na straży kultury. Wyjątkowy dzień i szczególne spotkania pod każdym względem.

Pisarka pokazała mi przede wszystkim miejsca związane z Luizą i Klarą – powieściowymi bohaterkami. Musicie koniecznie zajrzeć w jej książki, a potem wrócić do tego wpisu. Jednym z takich jest stary cmentarz. Najlepiej opowie Wam o nim sama autorka tutaj.

To zaś skrót tego, co pozwiedzałyśmy razem według wcześniejszych relacji zamieszczonych na blogu autorki. Moja wycieczkowa fotorelacja już wkrótce.

Po zwiedzaniu miasta zostałam zaproszona do domu na małe co nie co. Żałuję,że zapomniałam sfotografować apetycznie wyglądające ciasto.Piszę tak, bo spróbowałam niestety tylko oczami. Renata nie mogła wiedzieć,że jestem uczulona na nabiał. Poczęstowano mnie za to rozkoszną pomarańczową czekoladą i swojskim chlebem z pastą ze suszonych pomidorów. Miałam przyjemność poznać rodzinę, a również uroczego pieska. Wierzcie mi - psy potrafią perfekcyjnie rozumieć ludzkie głosy. Przykładem jest Tia, która instyntownie poczuła, że jest mile widziana w towarzystwie i gościła się z nami.

Przy kawce, w gustownie urządzonym salonie, zostałam wprowadzona w świat życia autorki. Przemyślany, starannie dopieszczany, logicznie planowany i etapami do sukcesu realizowany.Doszłyśmy do wniosku, że mamy ze sobą wiele wspólnego, choć nie jesteśmy kobietami działającymi na tym samym polu. Mamy podobne poglądy, zapatrywania na życie, literaturę, podróże. Cieszę się, bo zdradzono mi kilka rad dla początkujących piszących. Renata Kosin podzieliła się ze mną swoimi spostrzeżeniami z jej życia jako pisarki, matki, gospodyni domowej. Oprócz tego, że dobrze pisze, to świetnie daje sobie radę w kuchni. Na jej blogu znajdziecie przepisy (polecam chleb, który miałam przyjemność spróbować). I jak to dwie kobiety w sobotnie popołudnie przy brązowym napoju, zdrowo sobie poplotkowałyśmy, ponarzekałyśmy i dawałyśmy przjacielskie rady.

Renata uchyliła rąbka tejemnicy wyjawiając, iż nowa, piąta z kolei książka pojawi się niebawem, a następną już pisze. W tym celu ma uporządkowany dzień w taki sposób, że wstaje wcześnie i po śniadaniu pisze kilka godzin. Potem zabiera się za swoje obowiązki domowe, a popołudnia ma zarezerwowane tylko dla rodziny. Uwierzyłam, bo wszystko i wszyscy dookoła udowadniali, że w istocie ta kobieta ma plan na życie. Renata Kosin ma zadanie do wykonania – pisać. Będzie to robiła. Chce to robić, zawsze chciała i wie na pewno, że nie porzuci tej pasji, marzenia, spełnienia. Będziemy czytać w takim razie Droga Renato!

Po tych wszystkich emocjach nadszedł czas powrotu do hotelu.Oczywiście Renata odprowadziła mnie tam leśno – polną dróżką. Jak wspomina na blogu, często jeżdzi tamtędy na rowerze lub chodzi z kijami. Zobaczcie jak cudowne są te miejsca:

Przy bramie ośrodka długo jeszcze nie mogłyśmy się rozstać. Może to jakaś metafizyczna zapowiedź kolejnego tak miłego spotkania? W każdym razie mam nadzieję, że będzie nam dane…

RENATO, dziękuję za sympatyczny czas, poznanie Twojej twórczości i zaproszenie mnie do siebie. Będę wspominać z miłym grymasem na twarzy ten moment w życiu jak również staję się zagorzałą czytelniczką Twoich przyszłych publikacji. Życzę dalszych sukcesów Tobie jak i również Szanownej Rodzinie.

Pragnę podziękować przy okazji Wydawnictwu Nasza Księgarnia oraz właścicielowi hotelu Zalesie Mazury Active Spa, którzy umożliwili mi spotkanie z Renatą Kosin. O przeuroczym miejscu, jakim niewątpliwie jest Zalesie, napiszę na swoim blogu wkrótce.

Agnieszko - o Barczewie Twoimi oczami także napiszę. Pozdrawiam serdecznie.


bottom of page