Nieśmiertelny Jan Nachtigall żyje w XXV wieku w świetnie na pozór urządzonej Europie, wręcz doskonałej, jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że utopijnej. Ma swoją kwaterę 2mx2mx2m z oknem, w którym wisi pejzaż dawnej Toskanii. Ta dzisiejsza już nie istnieje, przynajmniej nie w takiej wersji jaką znamy. Ludzie tak poszerzyli swoją wiedzę i rozwinęli technikę, że stali się prawie bogami i uzyskali nieśmiertelność. Dążenie do doskonałości powoduje jednak wiele problemów. Ludzie są młodzi i piękni, ale płacą za to przeludnieniem, pogardą dla instytucji małżeństwa, brakiem typowo ludzkich odruchów i emocji. Z powodu braku miejsca do zamieszkania świat zamienia się w obszar z wieżowcami wysokimi jak wieża Babel. Skutek jest taki, że mieszkańcy dolnych pięter w ogóle nie widzą światła słonecznego, i tylko nieliczni mają przywilej patrzenia w niebo. „Europa przypomina fantastyczny las deszczowy. Wieżowce są jak pnie drzew, wiele ma przeszło kilometr obwodu i kilka kilometrów wysokości, rękawy transportowe i kładki przerzucone między nimi są jak liany”.
Z powodu gigantycznego przeludnienia, kurczących się zasobów jedzenia (ludzie jedzą np. wodorosty czy koniki polne o smaku salami), energii, tlenu, przestrzeni, państwo musi regulować przyrost naturalny. Każde dziecko, które zostaje nielegalnie poczęte powinno być usunięte lub w zamian na życie dziecka, któreś z rodziców powinno przyjąć zastrzyk śmierci. Po iniekcji rodzic żyje jeszcze około 10 lat, starzejąc się w przyspieszonym tempie. Dziecko tymczasem nie zostaje przy rodzicach, ale spędza życie w internacie, w którym przechodzi „trening” prania mózgu, wykastrowania uczuć, zmiany osobowości, co czyni je wzorowym członkiem Falangi. Organizacji, której głównym celem jest szukanie i izolowanie od społeczeństwa tych, którzy nielegalnie rozmnażają się i łamią prawo. Każdy członek Falangi ma dług do spłacenia za to, że żyje.
Powieść pokazuje kontrasty i paradoksy państwa, które jest tylko pozornie dobrze skonstruowane. Wiele do myślenia dają niewybredne opisy starzenia się ludzi, szerzenia kultu pięknego ciała, niemyślenia o tym, co będzie jutro. Pozornie wolny człowiek, tak naprawdę jest związany bardzo restrykcyjnymi regułami. „Człowieka (…)mogącego przeprogramować samego siebie. Przekształcić się z czyjejś zabawki w istotę niepodlegającą rozkładowi, wiecznie młodą – wreszcie niezależną, doskonałą. Człowieka, który przestał być stworzeniem i stał się stwórcą. Ludzie marzyli o tym od milionów lat – zwyciężyć śmierć, pozbyć się jej ciężaru, przestać żyć w wiecznym strachu, stać się wolnymi”. Wiecznie młodzi nie mają celów w życiu, marzeń, dążeń, które śmiertelnicy krok po kroku realizują czasem w pośpiechu, z myślą, że mogą nie zdążyć, że nie starczy im życia. Nieśmiertelni zatrzymali się na podstawowych potrzebach w piramidzie Maslowa. Żyją puści w bezsensie kolejnych dni, z jedyną gwarancją, że nie umrą. Ich świadomość ogranicza się do trwania. Egzystują bez bólu, bez wyrzeczeń, bez stresu. Na spokojny sen mają pigułki nasenne, które pozbawiają zupełnie snów. Na brak żądz cielesnych pigułki błogości, a na brak odczuwania bycia potrzebnym łykają pigułki szczęścia.
Czytając powieść, można otrzymać gorzką lekcję przeprogramowania swojego myślenia. Kiedy czytasz, że starcy to trędowate darmozjady, dzieci to bachory, a emeryci i nieletni to pomyleńcy, to zaczynasz się zastanawiać czy świat może funkcjonować bez brzydoty? Dostajesz w pigułce odpowiedź od autora. Choć śmierć została unieważniona jak zażegnana epidemia a ludzie nią „zarażeni” są izolowani w zamkniętych rezerwatach i laboratoriach, to tak naprawdę nie umarły uczucia, nawet w tych dotkniętych nieśmiertelnością.
Walkę z utopijną państwowością prowadzi Jesus Rocamora – aktywista Partii Życia. Według władz to terrorysta, który próbuje zmienić istniejący porządek. Ma on towarzyszkę życia, która przekracza prawo i którą musi się zająć nasz Nieśmiertelny. To spotkanie powoduje burzę w ciele Jana, a następnie w mózgu. Dzięki niej doszukuje się w sobie cech, które pozwalają nazwać go człowiekiem, a nie bezduszną istotą czy maszyną. Czy aby nie jest za późno dla tego nieśmiertelnego robota, by znaleźć istotę swojego jestestwa w bliskości i prawdziwym fizycznym oraz duchowym połączeniu z drugą osobą? Czy rola, którą musi odegrać w trybikach machiny to tylko garnitur, który zdarza mu się czasem wieszać w przedpokoju, bo go uwiera ten kostium? Czy Jan N. jest jeszcze człowiekiem z krwi i kości czy na zawsze członkiem Falangi?
Książka to wnikliwe studium pokazowe zepsutego świata, który nieuchronnie poprzez nieprzemyślane, zuchwałe poczynania sam się zapada, unicestwia, wtrąca do fizycznych i psychicznych piekieł. Degradacja dotyka prawa, polityki, religii, ale przede wszystkim celuje w duszę człowieka i karmi go wynaturzeniami. Takiemu porządkowi nie potrzeba do upadku ingerencji innych światów, obcych przybyszy, bo ten po prostu umiera. Nie bierze sobie do serca lekcji z teraźniejszości, a chce planować z takim rozmachem przyszłość. Ten świat nieśmiertelnych przekornie skazany jest na śmierć.
Dokonując analizy bohaterów, tła i wydarzeń dochodzę do wniosku, że nawet będąc pięknym i wiecznie młodym zewnętrznie, nie potrafimy tego samego uczynić w środku. Tam wewnątrz rozgrywa się prawdziwy dramat niemożności zatrzymania słabości, pożądliwości, przerostu własnego ego. Tam głęboko czają się demony. I nie pasują do wizerunku doskonałego człowieka w idealnej Europie, która pokonała już wszelkie dżumy, ospy i cholery.
Ta odwieczna walka człowieka z czymś nieuchronnym jest zapisana w losach głównego bohatera, który miota się między tym, jaki się urodził, a między tym, co mu narzucono. To bardzo głęboka refleksja nad pragnieniami, które są złudne i dają szczęście na chwilę. Futu.re nasuwa wiele pytań retorycznych jak np. w jaki sposób cieszyć się swoim pięknem kiedy dookoła wszystko jest pokryte szkłem, betonem, metalami i kompozytem? Nawet trawa jest sztuczna, nie pachnie, nie gniecie się i nie farbuje ubrań. W idyllicznym świecie pięknych ludzi nadal jednak są podziały, korupcja, brutalność, materializm, równi i równiejsi. Zabawy w Boga wielu przynoszą zysk, ale dla wielu to wielka niepowetowana strata.
Fabuła "Futu.re" jest dość schematyczna, ale autor posługując się wyrazistym i wiarygodnym językiem tworzy świat, który może zaistnieć w przyszłości. Dlatego już dziś powinniśmy zadać sobie pytanie dokąd zmierzamy, czy aby nie do Europy Dmitra Glukhovskiego? Dziękować można autorowi również za to, iż przedstawił jasno i bez sentymentów utopię życia, w którym nie bylibyśmy poganiani lękiem przed śmiercią. Jestem zachwycona uniwersalizmem przesłania. Autorowi udało się mnie przekonać, że moje odbicie w lustrze niewiele może znaczyć, jeśli nie wezmę szkła powiększającego i nie przyłożę go sobie w okolice serca.
Warto przejrzeć się w książce jak w lustrze. Polecam. Gdyby moja opinia nie była zgodna z waszą, to tak dla rozwagi zakończę słowami autora: „Być może się pomyliłem. Ale przecież mylić się jest rzeczą ludzką.”