26 stycznia 2016 r. rankiem ruszyłam w stronę centrum miasta, ponieważ tam właśnie zaplanowano zbiórkę uczestników wycieczki. Zapakowałam słonecznikowe kanapki, sok pomidorowy oraz obowiązkowo aparat fotograficzny spodziewając się, iż uwiecznię w nim wspaniałe chwile ze studentami Będzińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Pogoda w Będzinie nie była szczególna. W Parku na Syberce gęsta mgła, w której wisiała odwilż mogła powodować niepokój co do faktu, iż może w górach śnieg nam stopnieje. W Wiśle jednak nie tylko zastaliśmy śnieg, wprawionych w lejce woźniców, ale nade wszystko piękną słoneczną aurę, która niewątpliwie wypływała również z ciepło nastawionych chęci i serc studentów naszej będzińskiej uczelni.
Wycieczka autokarowa na kulig Doliną Białej Wisełki była pierwszą w tym roku. Studenci chętnie biorą udział w tego typu imprezach. Mnie już w autobusie spodobało się to, że w czasie przejazdu przez różne miejscowości, przewodnik nie omijał żadnej by wspomnieć o historii, głównych atrakcjach danego miejsca. Opisał w skrócie te najbardziej nam bliskie jak Będzin, Sosnowiec, Czeladź, dzielnice Katowic – Nikiszowiec, Wełnowiec, Giszowiec, Rezerwat Murcki oraz florystyczny Ochojec. W czasie mijania Tych przypomniał nam o Browarze Książęcym i znaczeniu tej marki w świecie. Opowiedział o Alei Dębowej, którą uczęszczali Hochbergowie z Pszczyny do Zamku w Promnicach. Usłyszeliśmy ciekawostki dotyczące zbiornika goczałkowickiego, „małego Wiednia”czyli Bielska – Białej. Przed samym dojazdem do miejsca docelowego, pan przewodnik zapoznał nas z rysem Beskidów i kilkoma znanymi ośrodkami górskimi w tymże paśmie Karpat.
Przed zwiedzaniem pałacu naszych Prezydentów zrobiliśmy krótki spacer po centrum Wisły. Tam studenci bardzo chętnie fotografowali się w grupie. W jedności siła! Miałam się o tym przekonać w czasie późniejszej biesiady. :)
Historyczna Rezydencja Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej w Wiśle była najważniejszym kulturalnym punktem programu tego dnia. Dobrze jest zobaczyć miejsce, w którym odbywają się spotkania prezydentów państw Grupy Wyszehradzkiej. Poza tym to urocze ustronie tak mocno związane jest z Mościckim.
W Wiśle, dokładnie na stoku Zadniego Gronia (728 m.n.p.m.) u zbiegu potoków Białej i Czarnej Wisełki, dumnie góruje Rezydencja Prezydentów Rzeczypospolitej. Zespół budynków obejmuje Zamek Górny z kaplicą oraz Zamek Dolny z hotelem i restauracją.
Na stronie www.zamekwisla.pl czytamy o historii budowli:
„Obecna Rezydencja powstała w miejscu modrzewiowego zameczku myśliwskiego Habsburgów, zbudowanego tu na początku XX wieku. Po 1918 roku gospodarzem zameczku na Zadnim Groniu zostało Ministerstwo Rolnictwa w Warszawie.
W listopadzie 1927 roku Śląska Rada Wojewódzka podjęła decyzję o renowacji pohabsburskiej siedziby i przeznaczeniu jej na potrzeby reprezentacyjne prezydenta Ignacego Mościckiego.
W nocy z 23 na 24 grudnia 1927 roku w niewyjaśnionych okolicznościach świeżo wyremontowany obiekt doszczętnie spłonął. Na Zadnim Groniu zachował się natomiast, usytuowany powyżej zameczku, drewniany kościółek z 1909 roku.
W latach 1928–1931 na terenie zespołu zabudowań spalonego zameczku Habsburgów powstaje nowa, tym razem murowana rezydencja Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej, jako dar województwa śląskiego dla prezydenta Ignacego Mościckiego. Głównym inicjatorem budowy rezydencji był wojewoda śląski Michał Grażyński. Projekt wraz z kosztorysem wykonał nieodpłatnie prof. Adolf Szyszko-Bohusz, we współpracy z Andrzejem Pronaszką i Włodzimierzem Padlewskim.
(…) 15 stycznia 1931 roku ostatecznie przekazano rezydencję do dyspozycji Kancelarii Cywilnej Prezydenta. Ignacy Mościcki po raz pierwszy przyjechał do Zamku w Wiśle 21 stycznia 1931 roku.”
W Salonie Pronaszki z szybami „antycznymi” odbywają się uroczyste spotkania. Z okien jest widok na Baranią Górę. Salon wyposażony jest w zachowany komplet mebli o konstrukcji z giętych rur chromowanych i obiciach ze skóry i pluszu, stanowiący w Polsce unikat.
Jadalnia ze stołem na 16 osób. Z jadalni przechodzi się wprost do salonu wypoczynkowego.
Na zdjęciu studenci BUTW wraz z prezydentem Mościckim.
Buty narciarskie ze skóry foki. Aż zachciało się na stok.
Na poniższych czterech fotografiach gabinety prezydenckie.
Piec z Salonu Kąpielowego.
To zaś Salonik Myśliwski.
Obok Rezydencji umiejscowiono drewnianą kaplicę pod wezwaniem św. Jadwigi Śląskiej. Zbudowana została w 1909 roku w stylu tyrolskim, z elementów drewnianych sprowadzonych z Przyszowic koło Rybnika.
Z prawej strony znajduje się niewielki krzyż, będący darem od Marii Kaczyńskiej.
Była też aromatyczna kawka wypita w wyśmienitym towarzystwie na Zamku Dolnym.
Po intelektualnej rozrywce czekały na nas sanie zaprzężone w pięknej maści konie. Z radosnymi okrzykami ruszyliśmy Doliną Białej Wisełki pod górę.
Od XVII do początku XX wieku kuligi były popularną zapustną rozrywką magnaterii i szlachty. Kto powiedział, że nam w XXI w. nie wolno? :)
„Ciągną, ciągną sanie, góralskie koniki,
Hej, jadą w saniach panny, przy nich janosiki."
A jak wyglądały dawne kuligi? U księdza Jędrzeja Kitowicza w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” tak czytamy o nich:
„(...) Niższej zaś fortuny szlachta wyprawiała kuligi, które były takowe: dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się z sobą, zabrali z sobą żony, córki, synów, czeladź służącą i co tylko mieli w domu dorosłego (...) Wpakowawszy się na sanki albo gdy sanny nie było, na kolaski, karety, wózki, na konie wierszchowe, jak kto mógł, jachali do sąsiada pobliższego ani proszeni od niego, ani przestrzegłszy go, żeby się im nie skrył albo nie ujechał z domu. Tam go zaskoczywszy, rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez wszelkiej ceremonii, właśnie jak żołnierze na egzekucji, póty u niego deboszując, póki do szczętu nie wypróżnili mu piwnicy, szpiżarni i szpichlerza; gdy już wyżarli i wypili wszystko, co było, brali owego nieboraka z sobą, z całą jego familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobneż pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej, aż póki w kolej do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli. (...) Że takowe kuligi najwięcej bawiły się pijatyką i obżarstwem, przeto mniej dbając o tańce, przestawali na jakim takim skrzypku, czasem z karczmy porwanym albo między służącą czeladzią wynalezionym (...)”.
W środku białego niczego stała chata góralska. Otaczał ją taki krajobraz.
Przy chacie zaś siedział mały Harnaś, który po jakimś czasie z ciupagą pozował nam chętnie do zdjęć. Jak zdradził nam ten brzdąc, boi się jeszcze koni, więc nie powozi, nie umie też tańczyć, ale ciupagę, kapelusz góralski i kierpce to jus mo. :) W czasie wspólnej zabawy Gaździna przyprowadziła drugiego Janosika, młodszego, trochę nieśmiałego. Ten nie zrezygnował z tańców.
Wspólna biesiada, pieczenie oscypków, kiełbasy, chleb ze skwarkami, ogórki kiszone od bacy oraz muzyka góralska rozgrzewały nas w to zimne popołudnie. Aż nie chciało się wracać.
Serdeczne podziękowania za zaproszenie od studentów BUTW. To były urocze, spontaniczne chwile. Sanna uśmiechów, nowych znajomości, rozmów, wymienionych spostrzeżeń życiowych, przebywania ze sobą w niecodziennej atmosferze. Niechby ta wspaniała tradycja integrowania się grupy przetrwała tak samo jak ta górolsko tradycjo. Hey! Dziękuję Kochani! <3
Na koniec zacytuję jeszcze słowa z piosenki pani Violetty Villas:
"Zaprzęgnij sanie – wypuść przodem sforę psów. Zaprzęgnij sanie – sanna jak ze snów. Popędzaj konie w zaśnieżony las. Zaprzęgnij sanie – jeszcze raz."
O tak, ja się już piszę na następny raz!
Σχόλια