top of page

Duchy z Žítkovej


Pomysł tej wycieczki nie zrodził się od patrzenia na mapę Europy. To była szczególna inspiracja do odwiedzenia miejsc, które związane są z bohaterami książki Kateřiny Tučkovej pt.„Boginie z Źitkovej”. Informacje dotyczące tematu książki znajdziecie tutaj. To na będzińskim Dyskusyjnym Klubie Książki zetknęłam się z tą niezwykle ciekawą pozycją.

Tytułowa wieś znajduje się w Białych Karpatach, na pograniczu słowacko- morawskim, w rejonie nadal słabo zaludnionym i biednym, w hermetycznym środowisku naszpikowanym przesądami ludowymi. „Bogowanie jest stare jak świat, a boginie i andzjele tu od zawsze.” Zaś boginie to kobiety, które mieszkały na kopanicach (wzgórzach z samotnymi chatami i ręcznie obrabianymi poletkami) i odpędzały burze i grady, poskramiały wszelkie żywioły, leczyły ziołami, przepowiadały przyszłość czytając z wosku przy tym modląc się do Boga. który potrafił wygonić z ciała chorobę. Umiały sprawić, że wybranek zakochał się właśnie w osobie, która tego oczekiwała. Nastawiały kości, warzyły miłosne i szkodzące napary, wykrzykiwały przekleństwa. Zaklinały, wykonywały magiczne rytuały, miały czelność zarządzać prawami natury, wskazywały miejsca zaginionych rzeczy. Dzięki przyglądaniu się ludziom, potrafiły zaznajomić się z ich duszami i dlatego leczyły również choroby psychiczne. Ich przenikliwy wzrok zaglądał w przeszłość i przyszłość. Ostatnia bogini odeszła w 2001 roku. Losy znachorek były pokrętne dzięki „dziwnym czasom”, w których przyszło im żyć. Machina inwigilacji, przymusowe zakłady psychiatryczne, teczki służb specjalnych – to tylko część wstrząsających wydarzeń dziejących się w Źitkovej i okolicznych wioskach.

Chciałam dotykając stopami tej ziemi gdzie żyły, owe tragiczne miejsca historii zobaczyć na własne oczy. Potem choć tylko w wyobraźni, przenieść się w tamte czasy, kiedy wioska nie przyjmowała jeszcze turystów, a tylko tych, którzy przyjeżdżali po radę do bogiń. Wyobraźnia zadziałała z powodu aury, którą zastałam, ale... po kolei.

Białe Karpaty to pasmo gór przy granicy czesko – słowackiej. Mają łagodne stoki i płaskie wierzchowiny, pocięte są dolinami rzek i potoków, które spływają do Wagu i Morawy. Najwyższy szczyt to Wielka Jaworzyna o wysokości 970 m n.p.m. Specyficzną cechą tamtego krajobrazu są rozległe łąki z samotnymi drzewami. Tam kiedyś stały odosobnione chatki bogiń. Tereny Białych Karpat oczywiście objęte są ochroną.

Kiedy wjeżdżałam do okręgu, w którym znajduje się gmina, mogłam spokojnie przypatrywać się urokliwym pagórkom, ich florze i faunie.

Kiedy tylko przekroczyłam linię z nazwą miejscowości, zapadła mgła. Mętne powietrze towarzyszyło mi aż do samego wyjazdu. Pomyślałam – do licha – dlaczego jechałam tam daleko, żeby nie móc zrobić wyrazistego reportażu?

Pochodziłam po okolicy, podenerwowałam barany i kozy, poczytałam na tablicach informacyjnych o wydarzeniach kulturalnych, dostępnych szlakach górskich oraz rowerowych i zmarznięta (około 10 stopni na termometrze, a ja jak zwykle w japonkach) poszłam na obiad do restauracji hotelowej.

Restauracja znajdowała się w hotelu. Z tego, co wiem jedynym we wiosce i wybudowanym jeszcze przed sukcesem książki. Opowieść o boginiach jednak rozsławiła Źitkovą i właściciele hotelu najpewniej spodziewają się czytelników wśród swoich klientów.

Spodziewałam się, że opary opadną, a ja w końcu przygotuję jakiś sensowny wpis. Po obiedzie nie było lepiej. Mgławica utrzymywała się niczym wylane mleko z kanki niewidocznego ducha…Właśnie – sama sobie odpowiedziałam –może tak ma być! Przyjadę i opowiem Wam, to co zastałam.

Może ta mgła nie była tak nieistotna. We mgle zostały ukryte wielkie tajemnice bogiń i ich życia. Zostawmy duchy w białych pomrokach…

Dla chętnych dwa krótkie filmy z Źitkovej:


bottom of page