top of page

Recenzja książki pt. "Indonezja. Po drugiej stronie raju."


Indonezja - bardzo daleka. Nie tylko w kilometrach, ale nade wszystko kulturowo. Ludzi od zawsze fascynowała różnorodność, odmienność, egzotyka. Stąd Anna Jaklewicz jako bule (biała) jest zauważalna i chodzi w blasku, kadrowana soczewkami ciekawskich oczu rdzennych. Pewnie po tych doświadczeniach lub być może wcześniejszych (przecież niemało ścieżek zdeptała), autorka znalazła prosty i wytłumaczalny sposób na sukces i zainteresowanie swoją książką. Dała czytelnikowi to coś pikantnego, niecodziennego, mozaikę rzeczy kulturowych, o których niewiele wiemy, kalejdoskop barw życia codziennego, zwyczajów religijnych mieszkańców poszczególnych wysp w archipelagu. Przy tym stworzyła kolaż interdyscyplinarny. Musiała być przekonana, iż to, co dalekie, nieznane, inne, nowe - zrobi na nas wrażenie.

Jednak nie tylko to zadecydowało, że "Indonezja. Po drugiej stronie raju" jest pozycją wybitnie dobrą na rynku podróżniczym. Jej opowieść odróżnia od innych rozpiętość tematyczna dotycząca problemów ludzi żyjących w niewielkiej odległości geograficznej od siebie, należących narodowościowo do jednego państwa, a tak dalece różnych w poglądach, obyczajach i zachowaniach na co dzień. Anna Jaklewicz swoją wrażliwością zarejestrowała obraz pełen kolorytu, nieprawdopodobnych historii ludzkich dziejących się tam i teraz, ale opowieści przeszywających ciekawością co do przyszłości ich losów. Wykreowała ciepły tekst o tym, co inne, zdumiewające, u nas nie do przyjęcia. Dołożyła do tego swój charakter podróżniczy, dobre i rzetelne pióro, dar gładkości w relacjach z napotkanym człowiekiem, staranność w spełnianiu misji i wyszła z tego książka, która zasługuje na więcej niż świetną recenzję. Przysługuje jej pracy reporterskiej miano "z wyższej półki podróżniczej".

Napisana w sposób przystępny, kreatywnie, logicznie połączona akapitami w całe rozdziały. Każda opowiastka jest przemyślana od początku do końca, a same zakończenia pięciu większych działów są trafne i harmonijne z resztą, a przy tym dają do myślenia. Nawet zdjęcia (wyjątkowej wartości estetycznej) są ułożone w celowym miejscu, tzn. dopiero po opisach autorki. To świadomy zabieg, byśmy mogli najpierw namalować swoją wyobraźnią pod jej dyktando, a potem skonfrontować z rzeczywistością. Nie ma mowy o pomyłkach w naszych malunkach sytuacji, miejsc, bohaterów, bo Jaklewicz operuje mistrzowsko słowem. Wydawnictwo dodając do tego dobrej jakości papier, idealny format książki, wymiary czcionki spowodowało, iż tym bardziej miękko i z przyjemnością się nie tylko bierze do ręki, ale i czyta.

"Indonezję. Po drugiej stronie raju" dosłownie wchłonęłam przez jeden dłuższy wieczór. Mnogość, konkretność i profesjonalne zebranie finezyjnego materiału, powaliły mnie na sofę. Zaczęłam tę przygodę przy popołudniowym, zachodzącym słońcu, następnie na jaśku przy lampce nocnej nie pozwalałam sobie przerwać ciągu liter, które odsłaniały przede mną tęsknotę do tego, aby z każdą kartką zachwycić się tym krajem i uchwycić koncentrat obyczajowy oraz etniczny, by potem wykorzystać to zamiast otwarcia encyklopedii. Może jedynie z tytułem pisarka nie ma racji. Dla podróżników taki własnie sposób przedstawienia spraw, odkrywania miejsc historii, kultury, człowieka - jest rajem. Są oczywiście w zaszłościach tych ludów rysy na szkle (czytaj: rysy na historii). Wiele jednak przypadków z innymi krajami pokazuje, iż gdy szyba jest czyściutka, nie jest interesująca. Widać w niej co prawda ostro, ale to tajemnicza mgła i zarysowania tworzą zagadkę, którą trzeba rozwikłać. W niezarysowanej historii wszystko jest takie jasne, przewidywalne, takie przeźroczyste, a my podróżnicy lubimy pytać. Lubimy rysy, bo to temat do wniknięcia w istotę, do chęci prób naprawczych. Do analizy, dyskusji, w końcu do opisania. Indonezja dała autorce wiele powodów prowokujących do refleksji, do pójścia głębiej z wiedzą poprzez uporczywe zaparcie się, aby dotrzeć jeszcze tam i tam. Porozmawiać jeszcze z tym, tamtym, dotknąć tego i owego. Troszkę więcej zobaczyć, sfotografować, objaśnić, podglądnąć, zapytać, posłuchać, obejrzeć, wycisnąć soki z przemyśleń. Takie zachowania charakteryzują prawdziwie charyzmatycznego podróżnika, którego mottem jest przeżycie do granic, wszystkimi zmysłami frapującej przestrzeni. I tylko taki może zarazić swoją opowieścią, że chciałoby się bez względu na wszystkie okoliczności, spakować się od zaraz i będąc tam, poznać dalsze losy bohaterów, całych wiosek, ba-nawet całej wyspy!

A jest to cała gama niebanalnych okruchów życia w kraju, który targany był i jest żywiołami, tak natury jaki i zapędów złego człowieka. Pośród tego religijnego i kulturowego ambarasu, obserwujemy lepsze lub gorsze koleje losu ludzi, z którymi zetknęła się autorka. Sposób, w jaki o nich opowiada to kunszt serca, które potrafi reagować z delikatnością, wyczuciem, tolerancją, szacunkiem i niebywałą zdolnością wgryzienia się w temat wszelkich odmienności zachowań. To sztuka widząc wokół dziwne rzeczy, nie komentować ich na własną modłę, ale pozostawiać niedopowiedziane. Właśnie te wielokropki u Anny Jaklewicz krzyczą subtelnością, wyważeniem, skrupulatnością poprawnego języka. I chociaż mogłaby niejednokrotnie ponarzekać na bezmyślne postawy danej społeczności, ona podaje racjonalne, naukowe dowody, bez zbędnych sugestii. Raz wyłamuje się ze standardu, kiedy widzi chore dziecko i jego matkę. Samotna kobieta w podróży -wiem coś o tym- strzegąca sama swojego bezpieczeństwa jak oka w głowie, bez męskiego ramienia, jest podatna na odruchy ciepła kiedy innym dzieje się krzywda.

W mojej recenzji nie będzie (jak przyjęte to jest w modelu) krótkich opisów rozdziałów. One są tak przesiąknięte interesującą problematyką, że gdy tylko zaczniecie czytać, one obronią się same. Zresztą zdradzenie tego, o czym w istocie są, jest w tym wypadku zabraniem czytelnikowi radości zapoznawania się z nowymi pojęciami. Książka Anny Jaklewicz to kawał dobrego materiału podanego w sposób warsztatowo najlepszy. To jest największa tajemnica powodzenia tej książki.

I wiecie co? Kiedyś Carlos Ruiz Zafón napisał, że to nie my wybieramy książki, ale to one nas. "Indonezja. Po drugiej stronie raju" upatrzyła sobie mnie. Trafiła na podatny grunt. Wykiełkowało kolejne ziarnko wiedzy o świecie. Ziarnko zdrowe, mocne, które będzie miało siły spakować plecak by otrzeć się być może o ten frapujący kraj. Walory edukacyjne w książce są bezsprzeczne. Anna Jaklewicz zaznaczyła, iż nie ma u niej lukrowanych opisów. Skoro więc zrobiła to tak świetnie, należało wziąć sobie radę do serca. Napisałam nielukrowaną recenzję. Autentyczną i dyktowaną własnym podróżniczym sercem.

Za jeden z tych wieczorów z książką, który pamięta się długo, dziękuję pani Marcie Legut z Wydawnictwa Bezdroża. Lektura bezapelacyjnie warta kupna, przeczytania i polecenia!

bottom of page