Biuro Turystyczne LEVEL zaprasza "Świat to za mało" na majówkową wycieczkę objazdową pt. "Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Albania" (w gratisie mam zobaczyć też kawałek chorwackiego wybrzeża). Wyjazd autokaru spod Urzędu Miejskiego w Bytomiu zaplanowano na 17.30. Jesteśmy z mężem (z "Będzin to za wiele") troszkę wcześniej i chowamy się przed deszczem w murach instytucji. Dochodzą inni uczestnicy wycieczki. Zaczynają się pierwsze, nieśmiałe rozmowy głównie dotyczące nadziei na lepszą pogodę w krajach docelowych oraz szybkiego i bezpiecznego dotarcia. W końcu na miejsce zbiórki dociera nasz Opiekun - Janusz Chomin ze Związku Zawodowego Pracowników Administracji Województwa Śląskiego. Grzecznie wita się z każdym, przestawia, oferuje pomoc. Okaże się wkrótce, iż jest niezawodny. Zaprasza do autokaru. Sprawnie załadowane bagaże są już bezpieczne w przestronnym luku nowoczesnego autobusu. Miejsca do siedzenia zostały zaplanowane wcześniej, więc wycieczkowicze nie są zdani na pokusę przepychania się o to lepsze siedzisko.
Kiedy wszystkie bagaże podręczne znajdują swoje lokum, a pilotka - Agata wita grupę z Bytomia, Rudy Śląskiej, Będzina i Cieszyna, ruszamy z radością wcale nie żałując, że zostawiamy spadające krople na szybach oraz tutejszy ziąb. Jesteśmy prawie pewni, że gorszej pogody niż w Polsce nigdzie nie ma. Jest 28 kwietnia - pierwszy dzień wycieczki.
II dzień 29 kwietnia
A jednak jest. Sarajewo wita nas biało. Wielkie płaty marznącego śniegu zatrzymują się na naszych letnich bucikach i przemakalnych bluzach śmiejąc się z braku parasoli. Łapiemy się za głowy, bo przecież miasto leży w kotlinie Alp Dynarskich, gdzie często jest zimno i przypominamy sobie o tym, że nie na darmo wybrane zostało na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 1984 roku. Mamy przed sobą spacer po Starówce z przewodnikiem, ale zły humor nam nie grozi, bo pilotka rozładowuje każdy nawet najmniejszy gest niezadowolenia we właściwy sobie, oryginalny sposób. Przede wszystkim to plasuje ją bardzo wysoko w rankingu.
Zanim zobaczymy na żywo obraz zachowanych dziur w murach po pociskach, już jesteśmy przygotowywani tematycznie (m.in.film dokumentalny pt. Miss Sarajevo, dramat wojenny pt. Aleja snajperów) za sprawą Agaty na znaczącą historię tego miasta na arenie międzynarodowej. Sarajewo - stolica Bośni i Hercegowiny odegrało istotną rolę w wybuchu I wojny światowej. Dotykamy naocznie Ratusza nad rzeką Miljacką. Kiedyś, przed wojną domową była tam biblioteka. Przechodzimy Latinskim Mostem, gdzie serbski nacjonalista dokonał zamachu na arcyksięcia habsburskiego Franciszka Ferdynanda.
Stajemy pośród smutnej historii. Opowiadają ją nawet przejeżdżające tramwaje, napisy na murach, sklepach, wygląd świątyń, zniszczenia wojenne. "Oblatujemy" szybko dzisiejsze przeurocze kawiarenki, słynną ulicę kowali, którzy wyrabiają m.in. tygielki do zaparzania kawy, pozujemy pod studnią miejską Sebilj. Zostaje czas na meczet Gazi Husrev-Bega z 1530 roku. Na dziedzińcu studnia z drewnianym zadaszeniem, gdzie wyznawcy obmywają stopy przed modlitwą w meczecie. Cały kompleks meczetu obejmuje dwa mauzolea, wysoki na 45 metrów minaret oraz medresę. W drodze do hotelu Agata opowiada nam legendę o parze zakochanych - Boszku i Admirze, takim bośniackim odpowiedniku Romea i Julii.
Wieczorem udajemy się na nocleg do hotelu o przekroju typu biznesowego. Jest na szczęście ciepło, bo działa ogrzewanie. Jest też klimatyzacja, suszarka do włosów, widok na miasto nocą. Ciepła kolacja w rodzaju szwedzkiego stołu to ostatnia rzecz, jaką pamiętamy zanim zasnęliśmy jak niemowlaki w ciepłej pościeli.
III dzień 30 kwietnia
Wyjeżdżamy z sarajewskiego hotelu w stronę Baru. Droga, którą mamy do przebycia naznaczona jest kilkoma granicami. Niedogodności rekompensują widoki za oknem i fotopauzy. Jedziemy m.in. przez Mostar, Metković nad malowniczą rzeką Neretwą, Dubrownik, a wybrzeże adriatyckie porywa nas do fotografii nie tylko lustrzankami, aparatami automatycznymi, ale również telefonami. Wstajemy z siedzeń, przyklejamy nosy i oczy do szyb. Zachwycamy się głośno i czerpiemy z wiedzy naszego pilota. Jakżeż ona opowiada!
Jadąc Magistralą Adriatycką Agata pokazuje nam Kalifornię Chorwacką - setki poletek u ujścia Neretwy i obiecuje, że w drodze powrotnej zakupimy u pani Liliany regionalne dżemy z fig, truskawek, mandarynek, miody z granatu, oliwki, papryki, pomarańcze, oliwę, rakiję, wina. Od zawsze preferuję takie zdobycze dla znajomych zamiast chińskich drobiazgów.
Radość z obserwacji dopełnia widok Wyspy Św. Stefana - wizytówki Czarnogóry. Od 2008 roku jest ekskluzywnym kompleksem hotelowym, w którym nocują największe gwiazdy międzynarodowej sceny muzycznej, filmowej, kulturalnej. Sprawdźcie ile kosztuje nocleg, a będziecie zorientowani dlaczego każdy chce podglądnąć wysepkę.
Zerkamy na Dubrownik. Tyle piękna i majestatu.
W czasie jazdy do Baru, pilotka uczy nas języka czarnogórskiego. Pozwólcie, że przytoczę kilka wyrazów, bo one wywołują raz po raz salwy śmiechu, a niektóre używamy w czasie zakupów (np. oryginalnego przysmaku o nazwie burek).
wredna żena - porządna, pracowita kobieta
frajer - fajny facet
awantura - przygoda
trudna żena - kobieta w ciąży
cipiaste gacie - koronkowe majtki
kikiriki - orzeszki ziemne
dobra riba - fajna laska
brak - małżeństwo
drogi - narkotyki
w pravo - prosto
desno -prawo
liewo - lewo
puszka - pistolet
godina - rok
sad - godzina
put -droga
sram - wstyd
dupin - delfin
strażnica - tyłek kobiecy
hvala - dziękuję
molim - proszę
i nie używajcie polskiego słowa "kurcze". ;) - dodaje.
Rozbawiły nas też kawały o Czarnogórcach, którzy są postrzegani jako leniwi. Ich lubionym zwierzęciem jest wąż, bo gdy chodzi, to leży. W czasie wycieczki spotkamy również inne zwierzęta. Kilka fotografujemy.
W Barze rozpakowujemy walizki. Jesteśmy u celu. Hotel Adriana to nasze miejsce noclegu do końca wycieczki.Przytulny obiekt, choć niemały, z balkonami wychodzącymi na morze. Pokoje zaopatrzone w lodówkę, klimatyzację, szybkowar, szklaneczki. Otoczenie schludne, zielono i gościnnie za sprawą właściciela i obsługi. W hotelu Adriana posiłki są serwowane, ale porcje są ogromniaste. Z żalu, aby nie zmarnować tak pysznego jedzenia, ładujemy w siebie witaminy do ostatniego kęsa.
Plaża przy hotelu ładnie wygląda o wschodzie, zachodzie i w ciągu dnia.
IV dzień 1 maja
Dzień zaczynamy od rejsu po Jeziorze Szkoderskim - największym jeziorze na Bałkanach. W czasie większych upałów przepłynięcie szmaragdowej wody z wiatrem we włosach może być nie lada gratką. Ja od zawsze lubię być na łodzi, więc jest to chyba mój ulubiony punkt programu, tym bardziej, że w połowie rejsu udajemy się zwiedzać monastyr położony w niebanalnym miejscu. Stąd rozciąga się kraina, którą tak mocno pokochał obiektyw naszego aparatu.
Teren przy jeziorze to Park Narodowy. Endemitem jest ryba o nazwie ukleja. Są też karpie. Podobno jeden wyłowiony tam ważył 30 kg. Istnieje przysłowie, które mówi, że "ktoś jest głupi jak karp z Jeziora Szkoderskiego". Na maleńkiej wysepce jeziornej oglądamy ruiny więzienia nazywanego "Czarnogórskim Alcatraz". Dzisiaj zamieszkują tam tylko ptaki.
Potem na mapie odhaczamy Stary Bar otoczony murami obronnymi, malowniczo położony na wzniesieniu, urbanistycznie tworzący interesującą całość. Podziwiamy pozostałości twierdzy. Skoro te ruiny robią taki mocne wrażenie, jak musiały wyglądać w latach świetności.
My mieszkamy w Nowym Barze. Jest tam promenada nadbrzeżna, okazała cerkiew ze złotymi kopułami, uliczki, w których trzeba się zgubić. Poza miejscem destynacji, całkiem niedaleko w miejscowości Sutomore dla amatorów tańca i niskich cen są dyskoteki. W Budvie natomiast są dyskoteki, na których odbywają się koncerty lokalnych gwiazd.
V dzień 2 maj
Budva to oczywiście Starówka od Bramy Morskiej do Lądowej. Średniowieczna Cytadela (w jej scenerii odbywają się przedstawienia Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego), kościoły: św. Marii in Punta, Cerkiew św. Sawy oraz św.Trójcy, Konkatedra św. Jana Chrzciciela to obowiązkowe punkty do zobaczenia. Potem już tylko mocna kawa pita sposobem "polako, polako" czyli pomalutku.
Następnym krokiem jest Kotor - jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie. Pełen zabytkowych budowli otoczony murem długości prawie 5 km, od 1979 r. na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zatoka Kotorska dostarczyła nam wrażeń estetycznych z powodu czarnogórskich fiordów, wielu uroczych kamienic nazywanych pałacami oraz specyficznej atmosfery panującej w mieście.
VI dzień 3 maja
Rozpoczęliśmy poranek od albańskiej Twierdzy Rozafat, z którą wiąże się interesująca legenda o trzech braciach. Nazwa pochodzi od imienia kobiety Rosaphy - żony najmłodszego. Dookoła zamku rozciągają się rzeki Drin i Buna. Jeden z takich widoków, które zapierają dech w piersiach.
Zwiedziliśmy też miasteczko Szkodra - największe nad Jeziorem Szkoderskim, duży ośrodek katolicyzmu. Zaznajomiliśmy się z komunizmem i bunkrami Envera Hodży, flagą Albanii, kilkoma zwrotami w tamtejszym języku. Szukaliśmy misiów na domostwach albańskich, które mają na zadanie rozweselać przybyłych gości.
Wypatrzyłam w Szkodrze niebieski rower, który jest podobny do tego, który jest na okładce mojej powieści "Strachy". Moda na niebieski nie mija. ;)
VII dzień 4 maja
Po sutym śniadanku, ściskaniu ręki Gospodarza - pana Blanko w szczerym podziękowaniu za pobyt, po ostatnim zerknięciu na fale, udajemy się w drogę powrotną. Robimy jeszcze pamiątkowe zdjęcie bardzo zadowolonych Uczestników wycieczki. Blanko żegna nas rodzinnie z dzieckiem na ręku. Z przekonaniem daje do wiadomości, iż rośnie młode pokolenie takich samych dobrych hotelarzy. Będą mieli wspaniały wzorzec ojca jeśli chodzi o przykład gościnności zawartej w starej maksymie hotelarskiej, która brzmi po łacinie: "Hospes hospiti sacer", co tłumaczymy "Gość gospodarzowi świętym jest" lub po prostu "Gość w dom, Bóg w dom". Blanko notorycznie uśmiechając się zostawia odczucia, że każdy był dla niego ważny, każdego traktuje indywidualnie. Zanim dojedziemy do granicy, dzwoni z informacją, iż kartki pocztowe, które zostawiliśmy pod jego opieką na recepcji, właśnie zostały wysłane. A mówią czasem, że prawdziwych hotelarzy już nie ma. Blanko wyłamuje się ze schematów.
W autokarze zaczynają dopadać mnie refleksje. Odnotowuję ważniejsze kroki, uzupełniam informacje o atrakcjach turystycznych, podsumowuję pracę sztabu wycieczkowego, by ocenić całokształt pakietu wrażeń, jaki mi zafundowano. Jest całkiem pokaźny. Wspominam miejsca, które już na zawsze zostaną w mojej pamięci.
Zacznę od firmy transportowej z Olkusza - PB Travel, której właścicielem jest pan Paweł Bąchor. Kierowcy - pan Marek i Witek zasłużyli na pochwały nie tylko z racji bezpiecznego odstawienia nas na miejsce. Raczyli nas kawą i herbatą podczas sympatycznych przerw. To było bardzo miłe i całkiem odległe od komercyjnego podejścia do klienta. Robili tzw. fotostopy, abyśmy mogli zatrzymać w kadrze pianę urokliwego Adriatyku, wcinające się zatoki, szmaragdowe odcienie rzek, na które padają cienie czerwonych dachówek. Duże znaczenie miała cierpliwość w postojach na toaletę. Zawsze punktualni. Dla naszej wygody nawet na krótkich postojach, zostawiali w miarę możliwości autokar w cieniu. W czasie przejazdów umilali nam czas muzyką , filmami fabularnymi oraz dokumentalnymi związanymi z historią i współczesnością danego kraju.
Sam autokar sunął po wąskich, krętych drogach tak samo bezpiecznie jak i po autostradach. Był codziennie sprzątany. Miało się dość dużą odległość między siedzeniami, te od strony przejścia rozsuwały się. Posiadały stabilny stoliczek na napoje i kanapki oraz siatkę wykorzystywaną na najbardziej potrzebne rzeczy w czasie jazdy.Komplet zasłon sprawdzał się w czasie długiej podróży gdy słonko chciało wejść do środka. Przed każdym siedziskiem były podnóżki na stopy. Klimatyzacja i ogrzewanie działało bez zarzutu. Często dopytywano nas o to, czy temperatura jest odpowiednia.
Wielkim plusem i niekwestionowaną gwiazdą naszego udanego wyjazdu była pilotka - Agata Ślebarska. Jak tylko potrafiła (a ma całkiem gigantyczną wiedzę) ukazała naszym oczom piękną nieznajomą (głównie Czarnogórę). I choć kraje, które odwiedzaliśmy nie mają dużo monumentalnych budowli, mają w sobie przyrodniczą tajemnicę, jakiś spokój, szum lagun, zapach kawy z tygielka wykonanego ręką wiejskiego rzemieślnika, o czym zaświadczała swoimi kompetencjami licencjonowanego pilota. Zasłuchiwaliśmy się w jej opowieści (fotografię pt. Zasłuchana zrobił mi ukradkiem mąż). Agatę na zdjęciu grupowym odnajdziecie w dolnym rzędzie, drugą od lewej.
Zapoznawała z krajem poprzez muzykę. Przybliżyła rytmy bałkańskie poprzez następujących solistów: „Toše” Proeskiego, Cecę Ražnatović , Dino Merlina, Sergeja Ćetkovića. Sięgała do różnych dziedzin urozmaicając tematykę, by poprzez ciekawostki życia codziennego, historię, film, język, żarty, przysłowia, stereotypy, religię, psychologię zachowań, sport, geografię, politykę wojenną i współczesną, kuchnię, tradycję, legendę, edukować. Ciągle towarzyszył nam jej uśmiech, nawet gdy w letnich bucikach miała jezioro zlodowaciałego deszczu.
VIII dzień 5 maja
Przyjeżdżamy zdrowsi, bardziej wypoczęci, bogatsi w doświadczenia i przyjaźnie. Jest około 11.00 na Dworcu Autobusowym w Bytomiu. Pożegnania, życzenia szerokich dróg, notowanie adresów i telefonów, ostatnie buziaki i sypiące się kawały. To był dobry czas. Wypoczynku i kulturalno-turystycznej edukacji. Jeśli zaś już wspomniałam, iż wypoczęliśmy to zacytuję E. Lipską "Nie ufaj śmierci. Wieczny odpoczynek to tylko wakacje." LEVEL - bardzo dziękuję za nieśmiertelne w mojej pamięci wakacje! Świetnie to zorganizowaliście!
Biuro Turystyczne LEVEL organizuje wycieczki objazdowe oraz wczasy dla grup zorganizowanych (np. dla zakładów pracy) w sezonie (kwiecień -październik) oprócz wspomnianego kierunku, również do Włoszech. Poza sezonem jeżdżą do Słowacji i nad polskie morze.
Dziękuję za pomoc w napisaniu relacji Agacie oraz panu Januszowi. Za przemiłą podwózkę do domu okraszoną wiadomościami o starym Będzinie dziękujemy pani Ali i pani Ani. Za przyjazną atmosferę i wyrażenie zgody na publikację zdjęcia grupowego wszystkim Uczestnikom wycieczki. Za porcje dodatkowe Danusi i Lidzi. ;) Drodzy - do miłego zobaczenia gdziekolwiek!