top of page

Czy na Golgocie rosły kwiaty?


Spuszczona głowa. Wstyd. Nicniemówienie. Przekleństwo. Ziszczenie się. Ten warunek, który był konieczny. Gdyby tylko go nie było, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Wymógł to. Tymczasem toczył się tłum. Stłoczył się przy niewielkim wzgórzu. Pijany z ciekawości. Sensacja na miarę upadku imperium po śmierci Aleksandra Wielkiego. Historia wcale nie kołem się toczy, ale krzyżem. Ten, na którego teraz patrzyli nie był wielki. Raczej najmniejszy wśród nich. Nie miał postury ani urody, które mogłyby się podobać. Nie miał nic. Kompletnie nic co angażowałoby świat do zachwytów. Przyszli popatrzeć. Przyjrzeć się upadkowi, winie i karze. Pokrzyczeć. Poplotkować. Pogdybać. Potakiwać. Poruszać głowami. Pomrukiwać. Podarować Skazańcowi obecność. Swoją jakże rzucającą się w oczy i serce obecność. Być przy krzyżu w tych dniach było sprawą życia i śmierci. To najważniejsze zadanie do śledzenia od kilku niespokojnych dni. Jerozolima trzęsła się w posadach - dosłownie i w przenośni. "Król Żydowski" - śmiali się. "Ten to ma tupet!" Tę historię słyszała niejednokrotnie z wielu przekazów, aż któregoś dnia - dwadzieścia kilka lat temu - sama wdrapała się na Wzgórze Czaszki. Wcześniej jako siedmioletnia dziewczynka zanosiła świeże ogródkowe, cięte kwiaty oraz podlewała polne, które zdobiły polanę z krzyżem stojącym na skrzyżowaniu wiejskiej drogi. I tak wyobraziła sobie Golgotę. Pełną kwiatów. Taką, którą niedaleko jej domu ma Jezus umierający wśród zagonka trawy usianej słoiczkami, w których żyją, a potem umierają bukiety. Na ukwieconej rabatce miał różne gatunki. Rozmaite kolory. Młode łodyżki, dojrzałe pąki, a także przekwitające już płatki. Patrzył na nie. Widziała to, bo prawie zawsze miał spuszczoną głowę. Zdawał się mówić: "Dziś będziecie ze mną w raju. Wspomnę na was." Kiedy wymieniała wodę, a któryś z tulipanów tracił kawałek kielicha, koronę tę składała u stóp Zbawiciela. Widziała wtedy, że na chwilę podnosił umęczoną głowę. Zrozumiała - chciał przeklętą śmierć tulipana ziścić w życie. Na Wzgórzu Czaszki raz jeszcze odważył się podnieś głowę. Wcale nie po to, aby napić się z gąbki nasączonej octem. Spojrzał w niebo i rozdzierającym zasłony chmur i świątyń aramejskim wołaniem wystraszył całe niebo i ziemię. Na ziemi, tuż u nasypu gdzie stał niewygodny krzyż, rosła - wydawać by się mogło - dorodna sasanka. Miała oblicze fioletowe z bólu. Naderwano jej płatek. Nowotwór przyszedł nagle, a zaraz po nim łodyga przestała chodzić. Wyrwana z życia. Popatrzył tym samym wzrokiem jak wtedy na tulipana przy rozstaju wiejskiej drogi. "Ja daję tobie życie. Nikt nie wyrwie cię już z mojej ręki." Znów spuścił głowę. Zawstydził się za nią. Przeklął się dobrowolnie. Jego śmierć ziściła się dla jej życia. To był ten warunek konieczny. Taki miał tupet! Umrzeć ze wstydu za nią. Zasiać kwiaty. Wszędzie gdzie tylko stoi krzyż. Pełne naręcze zapachów. Kosze wypełnione kwieciem. "Ukrzyżuj" - wołali. "Innych ratuje, sam siebie nie potrafi." Ciemność zaległa ziemię. I znowu gdybali, plotkowali, podśmiechiwali , pomrukiwali. Mówili, że na Golgocie nie rosną żadne tam kwiaty. Mieli rację. Ci, którzy nie kochają kwiatów, chyba nigdy nie patrzą w dół. Nie spuszczają głów. Jak więc mogliby je zobaczyć? Sasanka


bottom of page